Monitoring mobbingu akademickiego 

2006-04-08 11:44:17 | odsłon: 13625

Monitoring mobbingu akademickiego ··· ( E | D )
W czasie mojej działalności antymobbingowej www.mobbing-jwieczorek.ans.plwww.nomobbing.pl miałem zgłoszenia o mobbingu w:Krakowie:Uniwersytet Jagieloński, w tym Collegium MedicumAkademia Górniczo-HutniczaAkademia EkonomicznaPolska Akademia NaukAkademia Sztuk PięknychIgnatianumWarszawie –Politechnika WarszawskaUniwersytet WarszawskiSGGWPANWrocławiu:Akademia MedycznaPolitechnika WrocławskaUniwersytet WrocławskiPANGdańsku:Politechnika GdańskaAkademia Wychowania FizycznegoSzczecinie:Uniwersytet SzczecińskiLublinie:KULPolitechnika LubelskaŁodziPolitechnika ŁódzkaUniwersytet MedycznyPoznaniu:Akademia MedycznaBiałymstoku:Uniwersytet w BiałymstokuAkademia MuzycznaBydgoszczyCollegium MedicumKielcach:Akademia SwiętokrzyskaKatowicachŚląska Akademia MedycznaAkademia EkonomicznaUniwersytet SląskiAkademia Wychowania FizycznegoOlsztynieUniwersytet Warmińsko – MazurskiOpolu
Uniwersytet Opolski SzczecinieUniwersytet
Politechnika

===================================wg Kurier Lubelski 25.07.2006, MOBBING NA POLITECHNICE LUBELSKIEJ Ewa Wiącek, pracownica Politechniki Lubelskiej, oskarża władze uczelni o mobbing. Twierdzi, że po tym, jak zaczęła głośno mówić o uczelnianych przekrętach została zdegradowana zawodowo i przez dwadzieścia miesięcy pracowała w „izolatce”. …. – Przeżyłam prawdziwe piekło… – mówi pani Ewa, ocierając łzy. – Nie wiem, jak długo to jeszcze zniosę. Ewa Wiącek wytoczyła Politechnice Lubelskiej dwa procesy. W pozwach oskarża uczelnię o mobbing i żąda przywrócenia na poprzednie stanowisko pracy. Iwona Czajkowska-Deneka, rzecznik prasowa Politechniki Lubelskiej poinformowała nas, że uczelnia nie zamierza wyjaśniać na łamach gazety szczegółów sprawy: – Oskarżenia są bezpodstawne i spokojnie czekamy na wyrok – powiedziała. Agnieszka Dziaman NA WOKANDZIE To nie jedyna tego typu historia dotycząca Politechniki Lubelskiej. W ub. tygodniu odbyła się kolejna rozprawa w procesie wytoczonym uczelni przez byłą pracownicę biura rektora. Jednym z zarzutów jest mobbing. cały Tekst =========================== 16-03-2005 Pracownica po raz drugi przegrała z uczelnią Oskarżyła UMCS o mobbing, teraz musi uczelni zapłacić. Sąd pierwszej instancji uznał, że Julity D., byłej pracownicy uniwersytetu, nie dyskryminowano i nie szykanowano w miejscu pracy, sąd drugiej instancji utrzymał to orzeczenie ..Sąd przyjął, że w środowisku akademickim profesor zawsze ma rację. cały tekst wg Gazeta Wyborcza 22-05-2005 Doktor zarzuca mobbing profesorowi Akademii Medycznej ‚W nagranej rozmowie słychać, jak profesor pomiata doktorem i słychać, jak profesor przyznaje się do nieprawidłowości. Ale rektora to nie interesuje. – Profesor podważał moje kompetencje i powiedział mi wprost, że będę eliminowany – mówi dr Blitek. Słuchaliśmy nagrania grudniowej rozmowy Blitka z prof. Iwańczakiem. Profesor poleca doktorowi podpisać zwolnienie z pracy za porozumieniem stron, zarzuca mu, że nie napisał żadnych prac naukowych, tylko profesor dopisywał go do innych autorów. Nie dopuszcza Blitka do głosu, a na koniec mówi podwładnemu, aby spieprzał…Dr Blitek przeszedł załamanie nerwowe. Jest na rocznym zwolnieniu przysługującym wykładowcom. Na zachowanie profesora złożył skargę do rektora. Rektor prof. Leszek Paradowski odpisał, że mobbingu nie stwierdził. W rozmowie z nami przyznał, że z prof. Iwańczakiem są kolegami..Jego zdaniem konflikt wkrótce zniknie, gdyż prof. Iwańczak jesienią odchodzi na emeryturę. Kto go zastąpi? Żona profesora’. tekst wg Gazeta Wyborcza 3-06-2005 http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35771,2747391.html Czy profesor AM przeprosi doktora ‚Dr Aleksander Blitek, bohater naszego poniedziałkowego artykułu o mobbingu na Akademii Medycznej, skierował w piątek sprawę do Sądu Pracy. Kierownik II Katedry i Kliniki Pediatrii, Gastroenterologii i Żywienia nie podpisał dr. Blitkowi stażu i nie potwierdził dokonanych zabiegów, uniemożliwiając podejście do egzaminu ze specjalizacji. Czary goryczy dopełnił sposób rozmowy kierownika Katedry prof. Franciszka Iwańczaka z młodym doktorem, laureatem wielu nagród i wyróżnień. Profesor lekceważył swojego pracownika i kazał mu podpisać rozwiązanie umowy o pracę. Spodziewając się takiego potraktowania, doktor rozmowę tę nagrał. Potem w rozmowie z dziennikarzami profesor poniżał doktora i zarzucał mu spreparowanie nagrania. Dlatego także wczoraj dr Blitek zażądał przeprosin w mediach i wpłaty 20 tys. zł na krakowską fundację Anny Dymnej „Mimo wszystko”. W przeciwnym wypadku sprawa dodatkowo trafi do sądu cywilnego za pomówienia i oszczerstwa.’ wg Słowo Polskie-Gazeta Wrocławska Klinika strachu ‚To jest akademicki wyrok śmierci – mówi Blitek. – Moja kariera naukowa została zablokowana, a ja sam jestem na skraju wyczerpania nerwowego. Chory psychicznie? Profesor Iwańczak mówi, że nigdy nie dręczył adiunkta. Twierdzi, że doktor Blitek jest chory psychicznie… Nie podsuwałem mu żadnego zwolnienia do podpisania! – oburza się. – To on bez przerwy mnie dręczy, pisze donosy do rektora, podważa mój autorytet. Wszystko co mówi, jest stekiem bzdur Niewygodni, bo zdolni.Anna Makowska, prezes Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego – Mobbing w środowisku akademickim występuje dość często. Zdarza się, że stara kadra, która obawia się utraty stanowiska, usuwa z uczelni ludzi zdolnych. Oni bowiem mogą stanowić zagrożenie dla ich pozycji. Osoby dręczone to zazwyczaj uczciwi, utalentowani, wykształceni i kompetentni pracownicy. I paradoksalnie właśnie te cechy sprowadzają na nie kłopoty. Mobbing w kręgach ludzi z wyższym wykształceniem ma często najokrutniejsze oblicze. Zadręczany pracownik jest doprowadzany na skraj choroby psychicznej i wówczas konieczna jest fachowa pomoc. Trzeba walczyć w sądzie, bo to też jest rodzaj terapii. Człowiek żyje w poczuciu krzywdy, które dodatkowo potęguje fakt, że dręczyciela nie spotkała żadna kara. Ofiarom mobbingu trudno jest po takiej traumie wrócić do normalnego życia’. cały tekst =================================== wg Gazeta Wyborcza 11-02-2005 Mobbing po lubelsku ‚Już niedługo w Lublinie ruszy kolejny proces o mobbing w pracy. Po raz drugi pozwanym jest Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej Pierwszy pozew o mobbing przeciwko UMCS trafił do sądu na początku ubiegłego roku. Dr Julia D. zarzucała w nim swojej przełożonej prof. K. znęcanie się psychiczne, dyskredytowanie dorobku naukowego, a także notoryczną i nieuzasadnioną krytykę. 20 grudnia sąd oddalił powództwo jako bezzasadne’ cały tekst wg Gazeta Wyborcza 16-03-2005 Pracownica po raz drugi przegrała z uczelnią Oskarżyła UMCS o mobbing, teraz musi uczelni zapłacić. Sąd pierwszej instancji uznał, że Julity D., byłej pracownicy uniwersytetu, nie dyskryminowano i nie szykanowano w miejscu pracy, sąd drugiej instancji utrzymał to orzeczenie ..Sąd przyjął, że w środowisku akademickim profesor zawsze ma rację. cały tekst =================================== wg Gazeta Wyborcza 4-10-2005 Mobbing w Collegium Medicum (Bydgoszcz) Teresa Płowińska z działu kadr i płac w Collegium Medicum oskarża swoich zwierzchników o mobbing. Żąda 120 tys. zł odszkodowania Ryszard Musielewicz – prezes Stowarzyszenia Antymobbingowego w Bydgoszczy – To pierwszy taki proces nie tylko w Bydgoszczy, ale w całej Polsce. Ofiarą mobbingu jest osoba na kierowniczym stanowisku w wyższej uczelni. cały tekst wg Gazeta Wyborcza 29-11-2005 Proces o mobbing w Collegium Medicum Oskarżam władze Collegium Medicum o mobbing i żądam 120 tys. zł odszkodowania – oświadczyła we wtorek przed bydgoskim sądem pracy Teresa Płowińska, była szefowa działu kadr w CM.Proces wytoczyła uczelni Teresa Płowińska. Była kierowniczka przez dwie godziny opowiadała sędziemu o koszmarze, jaki przeżywała, pracując najpierw w bydgoskiej Akademii Medycznej, a później w Collegium Medicum cały tekst ================================== wg Gazeta Wyborcza 21-11-2005 Konflikt w sprawie wykładowcy na KUL ‚- Jak nie wie pan, co zrobić, to niech się pan powiesi – poradziła studentowi ochrony środowiska KUL pani profesor. Mimo skarg na jej zachowanie wciąż wykłada. Według dziekana wydziału skutecznie podnosi poziom nauczania ..Ale studenci mają zastrzeżenia do metod jej pracy. Jeszcze w ubiegłym roku akademickim do władz uniwersytetu trafiła prośba o zajęcie się sprawą „łamania praw studenta”. Podpisali ją starostowie ze wszystkich pięciu roczników ochrony środowiska, w tym obecny przewodniczący Parlamentu Studentów KUL …. „Jak pan nie wie, co zrobić, to niech się pan powiesi” – jak to się ma do etosu nauczyciela akademickiego? I co to ma wspólnego z utrzymaniem poziomu? – Oczywiście – chcę podkreślić – studentów trzeba szanować. Jeżeli faktycznie pani profesor tak powiedziała – to było złe. Ale obserwuję ją i widzę, że się zmienia, jest bardzo przybita, szczerze żałuje każdego wybuchu. Zaczyna panować nad nerwami. Bardzo jej zależy na tym, by jak najlepiej uczyć. Z drugiej strony boli ją też zachowanie studentów’ cały tekst

MOBBING UCZELNIANY W OPINIACH INTERNAUTÓW

2007-01-13 20:59:29 | odsłon: 49471

MOBBING UCZELNIANY W OPINIACH INTERNAUTÓW

Na temat mojego tekstu ‚Mobbing uczelniany’ opublikowanego w nr 6 (14) 2003 OBYWATELA wywiązała się ożywiona dyskusja internetowa na stronach portalu ONET. Wiele wypowiedzi wnosi istotne informacje dla poznania mobbingu na uczelniach polskich. Wydaje się, że jest to problem bardzo wielu, jeśli nie wszystkich polskich uczelni, ale jest to problem zamiatany pod dywan przez decydentów. Warto więc przekazać wybór wypowiedzi, które winny zainteresować szersze grono czytelników, szczególnie tych, którzy nie korzystają z internetu.
Wypowiedzi potwierdzają opinię o ważnej roli jaką odgrywa internet w budowie społeczeństwa obywatelskiego. Widać jak ważne ma znaczenie internet w informowaniu o prawdziwych problemach nurtujących społeczeństwo. Internet omija cenzurę (chociaż nie do końca), stąd obraz jaki dają autentyczne wypowiedzi internautów tak różni się od obrazu uczelni przedstawianego przez rektorów w oficjalnych wypowiedziach w mediach. Niestety rektorzy nie mają argumentów merytorycznych dla podjęcia dyskusji z tezami artykułu. Mimo, że artykuł przekazałem rektorom uniwersytetów polskich pisząc ‚Będę wdzięczny za merytoryczną krytykę..’ nie mam komu tej wdzięczności okazać, bo żaden z rektorów takiej krytyki nie przedstawił. Rozumiem, że żaden z rektorów nie miał żadnych merytorycznych argumentów przeciwko słuszności tez, które przedstawiłem. Po dyskusjach internetowych nie ma natomiast wątpliwości, że obraz uczelni jest jeszcze bardziej negatywny niż to przedstawiałem, gdyż moje wypowiedzi w artykule tonowałem.


OPINIE INTERNATUTÓW

(TO DAJE DUŻO DO MYŚLENIA)

„Cieszy mnie, że w końcu ktoś o tym mówi co się dzieje na polskich uczelniach”

„Bardzo dobrze, że artykuł się ukazał, a Autor uczciwie przedstawił problem”

„Niestety, to właśnie tam, gdzie podejście pedagogiczne i wszelki humanizm powinny górować- króluje mobbing…”

„Dlatego popierajmy odważnie mówiących prawdę o środowisku akademickim, jak autor tego artykułu. „

„Układy między gronem profesorskim są straszne, czasami wzbudzają odruch wymiotny!!!”

” W Krakowie mobbing jest niestety obecny na wszystkich uczelniach, w to co tu się dzieje nikt by nie uwierzył? To jest zdziczenie nauki!”

” np.doktorantka została zniżona do roli małpy i kozła ofiarnego, którą szanowny Pan Profesor bez skrupułów poniżał i ośmieszał przed pełną salą studentów „

” W ogóle czasami „chore” są relacje pomiędzy pracownikiem [dydaktycznym i niedydaktycznym] a studentami i pracodawcą [oczywiście na niekorzyść pracownika]. Uważam, że to brak kompetencji u pracodawcy; tzn. rektora, dziekanów, kierowników katedr i zakladów”

” Przełożeni mogą np. zabrać efekty wieloletniej pracy, zniszczyć (uczynić niedostępnym) stanowisko pracy, bywa, że zakażą publikowania napisanej pracy. Dużym problemem jest brak rozjemcy, o którym mowa w artykule, bo praktycznie nie ma się do kogo zwrócić o pomoc. Sprawy uczelni są dla sądów albo nieczytelne, albo (na ogół) rozwiązywane po myśli uczelni. Jeśli ktoś zna przykłady, gdy w podobnych sprawach pracownik wygrał z uczelnią niech napisze”

” Autor tego artykułu szczerze i prawdziwie opisał zjawisko mobbingu na polskich uczelniach oraz instytutach PAN. To bardzo okrutna prawda, że szefowie lokalnych placówek lub katedr, czy zespołów badawczych rezydują czasem dłużej niż 25 lat i rzeczywiście wycinają potencjalnych konkurentów i nie daj Boże jak podwładny drukuje więcej, a jeszcze gorzej „nie po myśli ” przełożonego, a ten przecież decyduje o stypendium zagranicznym (ustala listę i kolejność) o złożeniu wniosku o awans naukowy. A całkowita zgroza, jeśli ma się odmienne poglądy od szefa, wtedy może nastąpić koniec kariery naukowej. Dużo patologii i niedostatek środków na uzdrowienie tej sytuacji”

” Czynnikami sprzyjającymi wszelkim formom mobbingu osób zarządzających zespołem ludzkim zwanych szefami na mojej uczelni są:
1.pazerność i chciejstwo materialne szefa,
2.poziom naukowy i intelektualny szefa,
3.koterie i nepotyzm na poziomie wyższych, kierowniczych struktur władzy,
4.feudalny, despotyczny styl zarządzania,
5.skłonność do zawłaszczania dorobku naukowego młodszych pracowników. „

„Wszyscy wiemy, jakie jest w sytuacji wieloetatowości pracy zachowanie najwyższych władz uczeli. Jak najdalej uciec od problemu i stosować działania pozorne!!!
Mam wiele, wiele więcej spostrzeżeń o zagadnieniu mobbingu na uczelniach wyższych. Moja szefowa jest „wybitna” w tym zakresie”.

” znamy na forum stanowisko mobbingowanych a mnie ciekawi jeszcze zdanie mobbingujących”

” Mógłbym się nie zgodzić z autorem, gdybym nie pracował 14 lat na uczelni. Niestety to rycząca prawda”

” Płaczę czytając ten artykuł. To wszystko prawda, kiedy to się zmieni !!!!!”

” Dzisiaj jestem profesorem, przez ponad 25 lat byłem poddawany mobbingowi. Po wyróżnionym nagrodą ministra doktoracie poniewierano mną na etacie technicznym 20 lat.”

” UMK w Toruniu jakby wyjęte żywcem z tego artykułu, wystarczy poczytać spis pracowników uczelni. O gnębieniu młodych i ambitnych to szkoda gadać. To jest zjawisko powszechne. Zamiast naprawdę zdolnych, zatrudnia się krewnych i znajomych. Łamanie praw pracownika i mobbing są na porządku dziennym. O stosunku do studentów szkoda gadać. Ich prawa też są łamane. NIK powinien chyba mieć tu permanentną kontrolę z etatem podręcznego prokuratora”

” skostniała struktura uczelni polskich, niekonkurencyjna i zachowawcza sprzyja sekowaniu zdolnych. Fakt. Uczelniany mandarynizm konserwuje regres intelektualny”

” aby układy rodzinne nie stanowiły ośrodka mobbingu, tzn. aby katedrami nie rządziły klany, które odnoszą z tego powodu korzyści finansowe i nie tylko..”

” W pełni się zgadzam. Znam to z autopsji… Ale może siła leży w niezniechęcaniu się?”

” Dobrze, że ktoś to wreszcie zauważył. Może w końcu kiedyś skończy się nieomylność niektórych profesorów. Przecież nasze wyższe uczelnie to skansen.”

” Byłem pracownikiem uczelni i zgadzam się z tezami artykułu. Wszelka krytyka jest źle widziana za wyjątkiem tej „idącej w dół” „

” Mobbing to kolejny głupawy pomysł na szukanie problemów tam, gdzie ich nie ma….
ludzie – weźcie się do pracy, zamiast strajkować, zajmować mobbingiem i innymi pierdołami !!!!”

„Niestety nie bzdura… Kolega Pawel chyba nie chce widzieć tego, co się wokół niego dzieje. Zjawiska opisane w artykule są częste w naszej nauce. Kwitowanie ich określeniem „bzdura” i zrównywanie z amerykańskim hoplem na punkcie molestowania to nieuczciwość”

„Artykuł opisuje raczej EWIDENTNE przejawy, typowych dla hierarchicznych struktur władzy, bezwzględnych zabiegów karierowiczowskich, gdzie nepotyzm, konfabulacje, intrygi, a nierzadko szantaż i presja psychiczna są na porządku dziennym”

” Demoralizacja, zblazowanie, chciwość i brak zwyczajnej ludzkiej klasy wśród wielu polskich profs/habs to zapewne nie tylko efekt negatywnej selekcji na uczelniach. Ta selekcja jest SKUTKIEM, a nie przyczyną i zapewne tylko UJAWNIA głębsze źródła upadku ETOSU, za przeproszeniem, INTELIGENCKIEGO w Polsce w ogóle.”

” Przeżyłam mobbing zawodowy wynikający z niedopasowania do układów rodzinno-towarzyskich, a i alkoholowych. Łapówek nie brałam [łapówki opisywała lokalna prasa] ale też nie mogłam zostać adiunktem pomimo aktywności zawodowej i stosownego tytułu, żadnych pieniędzy na badania a konferencje finansowane we własnym zakresie i zajęcia jako jedyna musiałam odrabiać „

„prymitywizm polskiego szkolnictwa wyższego.Przez kilka lat pracowałam na wyższej uczelni i w to co musiałam przejść nikt by mi nie uwierzył. Powoli rozmawiając z innymi pracownikami wyższych uczelni okazywało się, że nie jest to tylko mój problem. Najgorsze jest to, że przez lata nie przyznawałam się do tego mojej rodzinie, gdyż było mi się wstyd przyznać, że mam takiego szefa, głupiego prymitywnego prostaka, niestety!”

” Kobiety u władzy stanowią 99% wszystkich pracowników mojego Wydzialu [sic!]. Są to osoby w wieku menopauzalnym i po; i jak tu wytrzymać?!!”
” Zapewniam, że pracownik administracyjny (w każdym razie na uczelni, na której pracuję) jest na jeszcze niższej pozycji niż student. Trzymanie się „tylko własnego poglądu” owocuje… utratą pracy…”

„Ja właśnie piszę pracę licencjacką na temat mobbingu …. ale szkolnego. Będąc w podstawówce wielokrotnie padałem ofiarą takiego zjawiska. Moja klasa nie była zbytnio rozgarnięta, a ja wyróżniałem się poziomem inteligencji (co pomagało mi być prymusem). Musiałem jednak znosić wyzwiska w stylu „kujon” itp. Nie bylem zapraszany na imprezy, nikt mi nawet nie chciał podać ręki. W mobbingu szkolnym osobom uzdolnionym i inteligentnym próbuje się przyłożyć łatkę „kujona” (kogoś kto bezmyślnie zakuwa)”

” A zastanawiali sie Państwo kiedykolwiek nad pozycją pracowników NIEdydaktycznych?? To jest dopiero pole do popisu dla mobbingujacyh! Ja pracuję w księgowości jednej z wyższych uczelni. Cóż z tego, że mam tytuł mgr i dodatkowo prowadzę zajęcia dydaktyczne? I tak KAŻDY może mi „nawciskac”, bo jestem TYLKO pracownikiem administracyjnym. Mało tego – student też się może poskarżyć – nieważne czy ma racje czy nie – wystarczy, że jest w dobrych układach z właściwym prorektorem!”

„To wszystko prawda. Bardzo się cieszę, że w końcu ktoś to zauważył, bo do tej pory faktycznie uczelnie tylko się reklamowały. Prawda jest taka, że zaczynających naukę studentów traktuje się jak komputery, które można przestawiać, wyładowywać na nich swoją złość, albo wyłączać jak przestały być potrzebne. Odniosłem wrażenie, że na uczelni studenci są elementami wręcz niepożądanymi. Stopień tych działań zależy od wydziału, celuje w tym wydział inżynierii mechanicznej i robotyki z AGH. Zdarzają się tam ludzie będący chamami o rząd większymi niż menele z dworca. Studentów traktują jak rzeczy, na których można się wyładować. I tych, którzy są dobrzy w jakiejś dziedzinie wywalają na starcie. Dalej przechodzą tylko ci, którzy byli spolegliwi.”

„Problem jest bowiem w tym, że jeśli już dojdzie do mobbingu czy wyzyskiwania podwładnych, nasz system nie ma żadnych mechanizmów samonaprawczych…
To jest dokładnie to, o co chodzi. Potrzebne są ZMIANY SYSTEMOWE, a nie działania na zasadzie straży pożarnej”.

” Ponieważ państwowy żłób jest zawsze za mały, naczelną zdolnością staje się więc umiejętność wyrzynania konkurentów. Oczywiście nie należy idealizować ludzi pracujących w tzw. naukach ścisłych. Kumoterstwo, nepotyzm itd. są tam również dobrze znane, ale na szczęście są one tylko dodatkiem do prawdziwej nauki, i jak powiedziałem, każdy zdolny i pracowity człowiek jest w stanie te sprawy przeskoczyć. Przy okazji, zauważyłem, że prawie cały ten jazgot, jaki się odezwał w reakcji na twój komentarz, jest w wykonaniu kobiet. Widać wyraźnie, że baby wyczuły pismo nosem i dobrze już wiedzą, że ten cały bełkot o mobbingu, molestowaniu etc. to najlepszy koń do podwiezienia się trochę wyżej w strukturze uczelnianych grajdołków.”

„likwidacja habilitacji to byłby pierwszy krok do ograniczenia działania maczugi. Konieczność uzyskania habilitacji wg procedury obecnego systemu jest jednym ze źródeł opisywanych tu patologii „

„Najlepszym sposobem na zahamowanie mobbingu jest wprowadzenie lekcji etyki w szkole jako przedmiotu”

„Przypadek czy nagonka? Oczywiście słyszy się o przypadkach nagannego traktowania podwładnych w tej czy innej instytucji naukowej. Część z nich oczywiście jest prawdziwa, część bierze się z istotnych trudności w ocenie rzeczywistych relacji profesor-pracownik i niedostosowania do nich zachowań jednej lub obu stron (standardowy problem to ocena autorstwa prac). „

„Akademia Pedagogiczna w Krakowie!!! Szczególnie przedmioty związane z chemią. Prowadzący te zajęcia, to prawdziwe diabły!!!”

” Niestety jest tak jak Pan pisze ! Lat temu 8, mój recenzent (starszy człowiek z tytułem profesorskim zajmujący stanowisko kierownika katedry) zaproponował mi pozostanie na uczelni i robienie tzw. „kariery naukowej”. W momencie rozpoczynania studiów marzyłem o takiej sytuacji, jednak po pięciu latach odmówiłem. Dlaczego? Po prostu przez pięć lat napatrzyłem się na tzw. „środowisko naukowe”, na wzajemne „podgryzanie się” przez większość (nie mówię że wszystkich) panów „naukowców”, na boje o doktorantów, na sitwy i układy.”

” Zgadzam się, uczelnia to jedno wielkie bagno. Ludzie, którzy później reprezentują Polskę są tacy a nie inni.Wynika to z braku kontroli.”
„Mobbing na Uniwersytecie Jagiellońskim.Rektorem, obecnie, nie zostaje się z ramienia partii tylko z ramienia grupy interesów doraźnie utworzonej na danej uczelni. Są to grupy ponadpartyjne o wiezi czysto ekonomicznej (podział dodatków funkcyjnych, nagród, grantów, itd., itp.,czyli „piniędzy” jak mówi znajomy drhab.”

” Gra polega na tym, żeby niewygodnego zdołować, złamać, zastraszyć i zmusić do pisania prac „pod osobę”. Zjawisko to nie dotyczy wszystkich a jedynie pewnej grupy ludzi, zazwyczaj asystentów, choć zdarzają się doktorowie, którzy obrażają dorosłych przecież ludzi na swoich zajęciach z racji tego, że mają przewagę. Fakt, że uczelnia ma garstkę naprawdę dobrze wykształconych i pomocnych ludzi, ale ci są na tyle świadomi swojej wartości, świetnie wykształceni i są profesjonalistami, dlatego zapewne nawet im nie przychodzą do głowy takie gierki. Wiekszość kadry jednak to ludzie zakompleksieni, którzy zachowujący się jakby byli chorzy psychicznie, mszczą się, zastraszają, utrudniają życie studentom i co bardzo ważne obrażają ich na porządku dziennym. Stara praktyka to notoryczne odsyłanie, nie informowanie, straszenie przykrymi konsekwencjami, wyśmiewanie się, szczególnie podczas egzaminowania, itp, itd. Nie mówiąc już o tym, że weszła ustawa o ochronie danych, a na anglistyce ciągle wiszą nazwiska i oceny po kilka miesięcy, brakuje jeszcze zdjęć i adresów. Nikt o tym nie mówi, bo każdy chce mieć studia.
Zresztą anglistyka, to wierzchołek góry lodowej, bo jeśli chodzi o układy i feudalny system to UJ wygrywa chyba każdy taki ranking!”

” Wszystko można znieść, nawet ogrom materiału do nauczenia, ale jak przyszli koledzy po fachu (tzn. np. lekarze asystenci) traktują cię jak robala, którego trzeba by najlepiej rozgnieść, to skąd się dziwić krytykowanej przez opinię społeczną postawie niektórych „kolegów” – czarnych owiec środowiska lekarskiego? Myślę, że wielu lekarzy ma podobne wspomnienia z czasów studiów. „

” Te ‚dziadki’ całą swoją karierę zrobili właśnie na mobbingu. I oni nawet głosu w tej sprawie nie zabiorą. Chodzą do pracy na uczelni a w połowie drogi zapominają po co tam idą.”

„A może warto powołać jakieś stowarzyszenie, po to by chronić innych przed gangsterskimi poczynaniami uczelnianych sitw i koterii. „

„Kto zna szkołę całkowicie bez mobbingu? Kto był świadkiem mobbingu na innych? Napiszcie, proszę! Muszę zmienić szkołę bo tu nie da się żyć! „

„skostniała struktura uczelni polskich, niekonkurencyjna i zachowawcza sprzyja sekowaniu zdolnych. Fakt. Uczelniany mandarynizm konserwuje regres intelektualny. Czy w USA, gdzie są różne uczelnie, ale niewątpliwie dokonuje się postęp technologiczny i naukowy prezydent nadaje tytuł profesora ?!!!!
Nowa – stara ustawa jeszcze ten mandarynizm wzmacnia !”

„W takich sytuacjach wskazane jest wyciszenie swoich emocji, nabranie do sprawy dystansu. Rozdrapywanie rany tylko tę ranę powieksza. Ja wiem, że to trudne, ale kierując się tylko poczuciem krzywdy i chęci odwetu możesz stracić jeszcze więcej, a mianowicie zdrowie.
Ponadto są towarzystwa, grupy wsparcia dla osób mobbingowanych [chyba podane w artykule p.J.Wieczorka] i one mogą rozsądnie doradzić.”

„Pan Józef Wieczorek ma całkowitą rację. Mobbing jest faktem i stanowi istotny wkład w całokształt zjawisk patologicznych toczących naukę polską. Wskazanie problemu jest pierwszym etapem walki z patologicznym zjawiskiem i Autorowi słusznie należą się z tego tytułu wyrazy uznania „

„Co zrobić natomiast, aby całkowicie optymistycznie zapatrywać się na dalszy rozwój nauki w Polsce? Oprócz przyjęcia ustawodawstwa minimalizujacego możliwości skutecznego mobbingu, trzeba zlikwidować habilitację, znieść procedurę nadawania tytułów przez Prezydenta RP (nawet tak światłego jak nasz OMC magister), zwielokrotnić nakłady finansowe na naukę, wymusić inny podział tych pieniędzy (uniemożliwiający ich marnowanie przez imitatorów i pozorantów nauki), oraz wymusić rotacje naukowców poprzez wprowadzenie konkursów i odnawialnych kontraktów (koniec z ciepłymi, dożywotnimi posadkami). Proste, prawda? „

„Podziwiam każdego, kto ma odwagę z nazwiska i imienia wymienić łotrów. Na mojej uczelni łotrostwa, o jakich zwykłemu człowiekowi nigdy się nie śniło, są popełniane bez wstydu i w biały dzień. Gdybym powiedział na forum publicznym choć o jednej sprawce moich kolegów z Instytutu, sprawą natychmiast zainteresowałby sie prokurator, a mnie by wykończyli. Dlatego milczę. Za to moje tchórzostwo czuję do siebie niesmak. Wiem tylko jedno – któregoś dnia problem pęknie jak dojrzały wrzód.”

SKALA PROBLEMU

Wypowiedzi internautów świadczą o skali problemu, którego dzięki internetowi nie da się zamieść pod dywan. Trzeba coś z tym zrobić. Potrzebne są kompleksowe zmiany w nauce i edukacji, których nie da się sprowadzić do uchwalenia prezydenckiej ustawy o szkolnictwie wyższym petryfikującej zresztą obecny stan rzeczy i generalnie przyjaznej dla mobbingu i innych patologii uczelnianych. To będzie regres, a nie postęp.
Niestety rektorzy uczelni nie chcą podjąć rzeczowej dyskusji na ten temat.
Niektórzy rektorzy apelują o dobre obyczaje, o rozpoczęcie dyskusji o etyce środowiska akademickiego, ale pozostają głusi na własne apele ( nie słyszą ? nie rozumieją ? o co apelują). Mimo ożywionej dyskusji środowiska akademickiego brak w niej głosów odpowiedzialnych za taki stan rzeczy. Czy to jest etyczne ? Czy to jest zgodne z Akademickimi Kodeksami Wartości, z Akademickimi Kodeksami Etycznymi uchwalanymi przez senaty uczelni polskich ?
Niszczenie naukowców przez środowiska akademickie nie jest zjawiskiem nowym. Warto tu przypomnieć los Bronisława Piłsudskiego (brata Marszałka Józefa), którego nie było w stanie złamać zesłanie na Syberię, ale złamało po powrocie z zesłania środowisko nauki polskiej. Należy podkreślić, że Piłsudski mimo statusu zesłańca, skazanego przez cara na 15 lat katorgi na Syberii, mógł oficjalnie prowadzić badania naukowe na co otrzymywał pomoc finansową. Po powrocie nie miał na to szans odtrącony przez polskie środowisko naukowe, gdyż był pasjonatem naukowym bez stopni naukowych. W końcu popełnił samobójstwo. Chyba nic się nie zmieniło na lepsze. Na finansowanie badań nie mogą nadal liczyć niewygodni, bo zbyt niezależni i aktywni naukowo, czy ujawniający przekręty, naukowcy skazani w Polsce na niebyt.
Carowie rosyjscy nie niszczyli tak nauki jak to czynią ‚carowie’ nauki polskiej obdarzający się nawzajem tytułami i medalami. To świadczy o destrukcyjnej sile korporacji tytularnych, która nie słabnie i wydaje się być ponadczasowa, ponadustrojowa. Nowy prezydencki projekt ustawy o szkolnictwie wyższym ten stan może nawet wzmocnić. Nie jest to dobra prognoza dla nauki i edukacji w Polsce. Obym się mylił.

Józef Wieczorek

Mobbing w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum w Krakowie

2007-04-17 

Do Redakcji Niezależnego Forum Akademickiego

Mobbing w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej Ignatianum w Krakowie

Chciałabym opowiedzieć o tym, co przeżyłam w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej IGNATIANUM w Krakowie prowadzonej przez Księży Jezuitów będąc studentką tej uczelni. W uczelni tej byłam mobbingowana przez dziekana Wydziału Pedagogicznego księdza A. H. i innych pracowników uczelni w okresie od 4 marca 2006 r. do 11 lipca 2006 r. oraz miałam wiele problemów dotyczących studiowania z ich strony. Z winy dziekana ks. A. H. i innych pracowników uczelni IGNATIANUM ja nie ukończyłam studiów. Z winy w/w osób doznałam rozstroju zdrowia i o mało co nie straciłam życia. Chciałabym również opowiedzieć o tym jak wyglądało studiowanie w uczelni IGNATIANUM, kiedy byłam studentką tej uczelni (z tego co wiem od studentów IGNATIANUM nadal wiele spraw dydaktycznych i organizacyjnych w tej uczelni pozostało bez zmian). 

W roku akademickim 2005/2006 byłam studentką IV roku studiów zaocznych licencjackich uczelni IGNATIANUM, a potem także studentką I roku studiów zaocznych uzupełniających magisterskich na kierunku pedagogika. Oto są niektóre wydarzenia, które miały miejsce na terenie uczelni IGNATIANUM w Krakowie w trakcie trwania moich studiów, a szczególnie w okresie od 4 marca 2006 r. do 11 lipca 2006 r. W tej uczelni podejmowałam naukę na studiach zaocznych w latach 2001-2006 (z przerwą). Przychodząc do uczelni wybrałam specjalność pedagogikę społeczno-opiekuńczą. Po przerwie w studiach musiałam iść z rocznikiem, który studiował pedagogikę ogólną i miał z tej specjalności bronić licencjat. Chciałam mimo wszystko zrobić licencjat z pedagogiki społ-opiek dobierając potrzebne przedmioty, ale z powodu złego zorganizowania studiowania systemem ECTS w IGNATIANUM nie udało mi się zdobyć potrzebnych przedmiotów do obrony licencjata z pedagogiki społeczno-opiekuńczej (bo nie pojawiały się systematycznie), musiałam bronić licencjat z pedagogiki ogólnej. Byłam na 3 roku i nadrabiałam przedmioty, aby iść równo z moim rocznikiem. Wypisywałam na podaniu co semestr przedmioty, które chciałam zaliczyć i chodziłam osobiście do dziekana, w celu uzyskania zgody na ich zaliczenie. Na 3 roku zafascynowała mnie pedagogika religijna i katechetyka, z tego powodu zaczęłam dobierać sobie dodatkowe przedmioty z tej specjalności. Na 3 roku złożyłam osobiście podanie do dziekana ks. A. H. w którym zaznaczyłam, że wybieram na studiach dwie specjalności: pedagogikę społeczno-opiekuńczą oraz pedagogikę religijną i katechetykę. Podanie to nie zostało przyjęte przez dziekana, bowiem powiedział on, że jest ono niepotrzebne teraz, bo cały rocznik studiuje pedagogikę ogólną, a to podanie należy złożyć na 4 roku. Z tego powodu nie miałam żadnego papierowego dokumentu stwierdzającego, że jestem studentką także drugiej specjalności – katechetyki. Nadszedł czas, kiedy pomyślałam o praktykach katechetycznych. Dostałam z sekretariatu skierowanie na praktykę katechetyczną podpisane przez dziekana. Zrobiłam 150 godzin praktyki katechetycznej i dostałam zaliczenie praktyki do indeksu. Miałam już także zaliczenie praktyki pedagogicznej (150 godzin) w indeksie. Wynika z tego, że skoro dostałam skierowania na praktykę pedagogiczną, jak i praktykę katechetyczną, jestem studentką dwóch specjalności. Do semestru VII uczyłam się na studiach raczej przeciętnie, w granicach średniej ok.4.0 (mniej lub więcej), bowiem na 1 i 2 roku w tygodniu pracowałam zarobkowo. Kiedy zakończyłam pracę zarobkową znalazł się czas na naukę i w semestrze VII (2005/2006) uzyskałam średnią ocen 4,633 oraz zaliczyłam przedmioty na wysokie oceny i zaliczyłam seminarium licencjackie.
Studiowałam systemem ECTS i miałam już dużo punktów – ponad 250. Pomyślałam, że mogę zrobić trzecią specjalność – pedagogikę resocjalizacyjną, że dam sobie radę z ilością przedmiotów i nauki, z czasem, z wymaganą ilością punktów ECTS, z pracą magisterską, z osiągnięciem wysokich ocen i średniej, itd. Zaplanowałam sobie, że będę dobierać przedmioty potrzebne do wszystkich trzech specjalności ze studiów zaocznych (sobota), studiów dziennych oraz ze studiów zaocznych dla studentów resocjalizacji – za pisemnym pozwoleniem dziekana i z uwzględnieniem opłaty za dodatkowe specjalności. W lutym 2006 r. przyszłam osobiście do dziekana ks. A. H. z podaniem o umożliwienie mi zaliczenia przedmiotów ze studiów dziennych – były to przedmioty ze specjalności katechetyki oraz 3 przedmioty ze specjalności pedagogiki resocjalizacyjnej i uzyskałam pisemną zgodę dziekana (mam ksero podpisanego podania). Tego samego dnia byłam jeszcze raz u dziekana w sprawie studiowania przeze mnie trzeciej specjalności – pedagogiki resocjalizacyjnej. Dziekan A. H. powiedział mi, że na studiach zaocznych „nie trzyma” mnie średnia ze studiów, aby podjąć trzecią specjalność. Dziekan wyraził ustną zgodę na studiowanie trzeciej specjalności, a potem wyraził pisemną zgodę na podaniu dotyczącą studiowania przeze mnie dodatkowej specjalności pedagogiki resocjalizacyjnej. (mam ksero tego podania). Podanie to dotyczy studiowania trzeciej specjalności, bowiem w tym czasie byłam już studentką dwóch specjalności, co twierdzę na podstawie skierowań na praktykę pedagogiczną i katechetyczną. Student, który nie jest studentem danej specjalności nie dostanie wydawanego przez uczelnię skierowania na praktykę z danej specjalności. Dnia 4 marca 2006 roku obroniłam pracę licencjacką i otrzymałam tytuł zawodowy licencjata pedagogiki ogólnej. Kiedy otrzymałam skierowanie na praktykę resocjalizacyjną zaczęłam ją odbywać, a równocześnie uczęszczałam na 3 przedmioty należące do kanonu pedagogiki resocjalizacyjnej. Po obronie powiedziano mi, że mam złożyć w sekretariacie podanie o wybór specjalności na studiach uzupełniających magisterskich. Poszłam do dziekana z podaniem dotyczącym wyboru trzech specjalności: pedagogiki społeczno-opiekuńczej, pedagogiki religijnej i katechetyki oraz pedagogiki resocjalizacyjnej. Podanie to nie zostało przyjęte przez dziekana A. H. (zostało mi oddane, bez żadnego podpisu dziekana, czy wyraża zgodę czy nie wyraża). Zostało mi zakomunikowane przez dziekana, że nie mogę studiować trzech specjalności, bowiem moja średnia ze studiów licencjackich nie wynosi 4,5 a regulamin studiów (wersja elektroniczna, pkt. 13) zakłada, że taką średnią student musi mieć żeby mógł studiować trzecią specjalność i że mogę wybrać tylko dwie specjalności (ale wcześniej nie było o tym w ogóle mowy – nie wiedziałam o tym, że z powodu średniej ze studiów licencjackich nie mogę studiować trzech specjalności naraz, bowiem w regulaminie wydrukowanym w informatorze akademickim „dla mojego roku” (wersja książkowa) w punkcie 13 nic nie jest napisane o średniej 4,5, którą student musi posiadać, żeby mógł studiować trzecią specjalność). Okazało się, że w uczelni IGNATIANUM funkcjonują dwie odmienne od siebie wersje regulaminu (wersja w informatorze – wersja książkowa oraz wersja na stronie internetowej uczelni – wersja elektroniczna). Na wcześniejszej rozmowie z dziekanem zostało mi zakomunikowane, że średnia ze studiów licencjackich mnie „nie trzyma” i że mogę studiować trzecią specjalność – wtedy to dostałam ustną i pisemną zgodę na studiowanie dodatkowej (trzeciej) specjalności. Natomiast na następnej rozmowie z dziekanem dowiedziałam się o punkcie 13 wersji elektronicznej regulaminu – o średniej 4,5.] Było mi trudno wybrać, które specjalności studiować, bo studiowałam wszystkie trzy, z dwóch miałam zrobione praktyki, z trzeciej byłam w trakcie jej robienia, bo chciałam studiować wszystkie trzy, bo chciałam się bardziej rozwijać. Trudno było mi się zdecydować, którą wybrać specjalność. W ostateczności wybrałam pedagogikę społ-opiek oraz katechetykę. Jednak nadal chciałam studiować trzecią specjalność, którą była pedagogika resocjalizacyjna. Byłam kilkakrotnie w dziekanacie prosząc dziekana o wyrażenie zgody na studiowanie przeze mnie trzeciej specjalności (którą tak naprawdę wcześniej otrzymałam od dziekana, a która potem przez niego została mi odebrana). Ale dziekan zasłaniał się punktem 13 regulaminu wersji elektronicznej (który w dniu, kiedy dostałam zgodę na dodatkową specjalność – pedagogikę resocjalizacyjną, ani razu nie zaistniał podczas rozmowy) i odmawiał mi wyrażenia tej zgody. Nadal realizowałam praktykę resocjalizacyjną (mając nadzieję, że zmieni dziekan zdanie), bo powiedział mi podczas jednej mojej wizyty w dziekanacie, że zależy mu na moim rozwoju. Ale słowa dziekana A. H. to były słowa rzucane na wiatr, słowa bez pokrycia, bowiem kiedy chciałam się dowiedzieć się o ostatecznej decyzji dziekana i złożyłam podanie o umożliwienie studiowania przeze mnie tej trzeciej specjalności, otrzymałam odpowiedź negatywną. Decyzja ta uniemożliwiała mi studiowanie pedagogiki resocjalizacyjnej i nie pozwalała mi studiować 3 przedmiotów z kanonu pedagogiki resocjalizacyjnej, które już studiowałam, na które już chodziłam. W związku z tym, musiałam napisać podanie z prośbą o wykreślenie tych przedmiotów z karty egzaminacyjnej, bo uczęszczanie na te przedmioty byłoby „nielegalne” z powodu braku zgody dziekana na studiowanie pedagogiki resocjalizacyjnej, a wpis na karcie egzaminacyjnej musiał być zmieniony – musiał być adekwatny do rzeczywistej sytuacji, chociaż chciałam chodzić nadal na te przedmioty. Dziekan wyraził zgodę na wykreślenie. Chciałam nadal chodzić na te przedmioty i je zaliczyć, więc poszłam do dziekana z podaniem i prośbą o pozwolenie mi chodzenia na chociaż dwa z trzech przedmiotów, bo mnie bardzo fascynowały (miałam potem z nich bdb). Dostałam zgodę i „wróciłam” na te przedmioty (mogłam „legalnie” na nie uczęszczać), a te przedmioty miały być potraktowane w indeksie jako przedmioty opcjonalne. Jednak nadal cierpiałam, bo chciałam się bardziej rozwijać, a brak zgody dziekana na studiowanie trzeciej specjalności pedagogiki resocjalizacyjnej, uniemożliwiał mi to. Chciałam się bardziej rozwijać, ale zabroniono mi tego w katolickiej uczelni IGNATIANUM. Dostałam pozwolenie od dziekana ks. A. H. na studiowanie przeze mnie trzeciej specjalności, a potem dziekan „odebrał” mi to pozwolenie (mimo, że podjęłam wysiłek realizowania praktyki resocjalizacyjnej i zaliczania 3 przedmiotów należących do kanonu pedagogiki resocjalizacyjnej). To zastanawiające jest, że można podejmować decyzję dotyczące studenta nie zastanawiając się o konsekwencjach jakie będą dla studenta. „Nie wydziera się z ust dziecka cukierka, którego zaczęło już ono smakować, a który się mu wcześniej dało.” Następne wydarzenie, które chce przedstawić to obrona mojej pracy licencjackiej. Obrona ta miała miejsce dnia 4 marca 2006 r. Skład Komisji Egzaminacyjnej był następujący: Przewodniczący Komisji – dziekan ks. A. H., promotor – ks. S. C. SJ. oraz recenzent – pani A. G. (wykładająca przedmiot „biomedyczne podstawy rozwoju i wychowania” – osoba świecka, niekompetentna w obszarach teologii, pedagogiki religijnej, katechetyki, mistyki, a ja napisałam pracę licencjacką, która była związana z tymi obszarami, bowiem była to praca na temat działalności (i życia) jednego ze Świętych. Na obronie „dostałam” trzy pytania: 1 pytanie – od promotora dotyczące pracy, 2 pytanie (które zawierało w sobie wiele pytań)– od recenzenta dotyczące tylko kwestii metodologicznej mojej pracy, 3 pytanie – od Przewodniczącego Komisji dotyczące tezy pt. „Wydarzenie Jezusa Chrystusa fundamentem kształtowania nowego człowieka”. Na pytanie od promotora wypowiedziałam się w kilku zdaniach; pytanie od recenzenta to był dla mnie szok – recenzent pytał mnie na temat pracy jedynie od strony metodologicznej, której ja nie miałam uwzględnionej z winy promotora mojej pracy! Na pytanie Przewodniczącego Komisji niewiele wypowiedziałam się, bo nie miałam wiele wiadomości na temat zawarty w tej tezie (przygotowując się do obrony przeglądnęłam swoje notatki – nie było takiego tematu, pożyczyłam notatki studentki V roku otrzymującej stypendium naukowe – również wiadomości na ten temat nie znalazłam – wygląda na to, że zagadnienia dotyczące tej tezy nie zostały zrealizowane przez wykładowców uczelni IGNATIANUM). Odpowiadałam na obronie pracy licencjackiej z materiału, który nie został „przerobiony” na studiach i zostałam z niego oceniona! [Ale to nie wszystko. Pewnego razu, jeszcze przed obroną, ja i dwie studentki piszące pracę u naszego promotora ks. S. C. rozmawiałyśmy na temat tez z nim i mówiłyśmy, że nie znamy treści kilku tez i nie wiemy, co powiedzieć na ich temat, jeśli zostaną zadane na obronie, bo nie przerabiałyśmy ich na studiach. Wśród tych tez była teza: „Wydarzenie Jezusa Chrystusa fundamentem kształtowania nowego człowieka”. Pytałyśmy o nią ks. S. C., ale ten zapytał nas, czy nie przerabialiśmy tego na studiach. Odpowiedziałyśmy że nie, a ks. S. C. milczał zamiast mówić o Bogu. Mówiąc jaśniej, na katolickiej uczelni nie został przerobiony materiał dotyczący tezy: „Wydarzenie Jezusa Chrystusa fundamentem kształtowania nowego człowieka”, a kiedy studenci chcieli się dowiedzieć czegoś więcej o tym zagadnieniu od księdza jezuity, ten nie udzielił im informacji. Wracając do mojej obrony promotor mojej pracy ks. S. C. okazał się niekompetentny, praca z jego winy nie została poprawnie zredagowana, ja nie mogłam się pozytywnie wybronić w odpowiedzi na pytanie recenzenta (bo dotyczyło ono strony metodologicznej pracy, która przez promotora nie była uwzględniana podczas redagowania mojej pracy), a żadnego pytania dotyczącego treści pracy od recenzenta nie dostałam, co doprowadziło do bardzo niemiłych skutków na obronie, ciągnących się aż do czasu mojej rezygnacji ze studiów, a dla mnie ciągnących się aż po dzisiejszy dzień. [Zastanawiające jest to, że osoba niekompetentna z zakresu treści zawartych w pracy, związanych z teologią i katechetyką, została wyznaczona przez dziekana A. H. do recenzowania pracy nie związanej tematycznie z jej kompetencjami, wykształceniem. Zastanawiam się, jak można dobrze/właściwie (nie krzywdząc autora pracy) zrecenzować pracę, jeśli nie jest się „fachowcem” w dziedzinie tematyki pracy. Uważam, że kwestie metodologiczne pracy licencjackiej są ważne, ale treść pracy licencjackiej jest również ważna.] Moją pracę licencjacką pisałam przez 3 semestry, czyli przez 1,5 roku. Zastanawiające jest to, że promotor nie uwzględnił w mojej pracy części metodologicznej oraz to, że na seminarium licencjackim podczas redagowania pracy takie kwestie nie zostały podjęte, nie „wyszły”. Konspekt mojej pracy licencjackiej został zaakceptowany przez promotora mojej pracy ks S. C. (został podpisany) i został zatwierdzony przez Radę Wydziału Pedagogicznego, której Przewodniczącym był dziekan A. H.; poszczególne rozdziały pracy uzyskiwały akceptację promotora ks. S. C.; cała moja praca licencjacka została zaakceptowana przez promotora (na podaniu do dziekana w sprawie wyznaczenia recenzenta widnieje podpis promotora ks. S. C.), a ja na obronie pracy licencjackiej, której Przewodniczącym był dziekan A. H., dowiedziałam się, że praca nie jest poprawnie zredagowana i o mało co nie obroniłam się z winy pracowników uczelni IGNATIANUM. W dodatku promotor mojej pracy okazał się niekompetentny, bo nie uwzględnił w pracy części metodologicznej; został mi wyznaczony recenzent, który był niekompetentny z dziedziny tematyki mojej pracy; odpowiadałam na pytanie dotyczące treści tezy z materiału nieprzerobionego na studiach przez pracowników uczelni; recenzent pytał mnie tylko z kwestii metodologicznych nieuwzględnionych w pracy z winy promotora mojej pracy; zostałam oceniona na obronie, a konsekwencje „tego wszystkiego” tylko ja poniosłam. Co więcej – zastanawiające są postępowanie Członków Komisji Egzaminacyjnej i atmosfera towarzysząca obronie. Recenzent oskarżał mnie, Przewodniczący Komisji złościł się na mnie, Promotor milczał ze spuszczoną głową zamiast „ratować mi skórę” przyznając się do swojego błędu. Na obronie pracy licencjackiej musiałam znosić złośliwe zachowanie Przewodniczącego Komisji dziekana A. H. i wysłuchiwać jego „komentarzy” typu: w pracy doktorskiej będzie sobie pani pisać co chce, a nie w pracy licencjackiej; że mogłam się nauczyć…itp. [Tak się składa, że uczyłam się pisania pracy licencjackiej od niekompetentnego promotora, więc dobrze jej nie napisałam.] Osoby należące do Komisji Egzaminacyjnej nie wzięły pod uwagę tego, jakie konsekwencje ich postępowania będę dla mnie, kiedy przeprowadzały egzamin licencjacki , kiedy Recenzent „brukał” moją pracę licencjacką, kiedy Przewodniczący Komisji „brukał” mnie, kiedy Promotor milcząc pozwalał na zbrukanie i mojej pracy licencjackiej i mnie. Zamiast cieszyć się po obronie, tak jak inni obronieni studenci, opuściłam uczelnie zapłakana. W takim stanie mogło mi się coś stać na ulicy – np. samochód mógł mnie przejechać. Byłam na obronie pracy licencjackiej, której Przewodniczącym był dziekan ksiądz A. H. Po obronie wybiegłam z uczelni zapłakana, a potem przez kilka godzin bolały mnie głowa i brzuch i wymiotowałam. Nie zostały podjęte żadne kroki, aby zrekompensować mi to, co się zdarzyło na obronie, mimo, że dziekan ks. A. H. i prorektor ks. Z. M. wiedzieli o tym, że niesłuszne poniosłam konsekwencje na obronie, bo osobiście im to wyjaśniłam. Uczelnia IGNATIANUM to stosunkowo niewielka uczelnia zarówno pod względem liczebnym, jak i terytorialnym (uczelnia ta jest połączona z Kolegium Jezuitów, a Kolegium Jezuitów połączone jest z Bazyliką Najświętszego Serca Jezusowego – wszystkie budynki należące do Księży Jezuitów i znajdujące się przy ul. Kopernika w Krakowie można obejść pieszo w przysłowiowe 3 minuty). Wykładowcy i studenci często nawet kilkakrotnie w ciągu dnia mijają się na korytarzach uczelni. Od czasu obrony (marca) do lipca było wiele okazji (możliwości). Ale nikt nie zrekompensował mi mojej krzywdy. Twierdzę to na podstawie tego, że w stosunku do mnie nic pozytywnego się nie zdarzyło. Po obronie pracy licencjackiej, od marca do lipca 2006 r., na terenie uczelni kilkakrotnie przechodził obok mnie ks. S. C. SJ– promotor mojej pracy licencjackiej. Ale nigdy nie usłyszałam od niego słów w stylu: „przepraszam”, „przykro mi”, itp. A przecież to właśnie ja zostałam najbardziej skrzywdzona, to ja poniosłam największą stratę. Okazuje się, że płaciłam czesne za naukę i płaciłam również za seminarium licencjackie, na którym powinnam być nauczona jak poprawnie pisze się pracę licencjacką, ale moje pieniądze zostały „rzucone w błoto”. Zapłaciłam również za egzamin licencjacki – na którym o mało co nie obroniłam się z winy pracowników uczelni i na którym członkowie Komisji Egzaminacyjnej zbrukali mnie i moją prace licencjacką oraz doprowadzili do mojej krzywdy (po obronie byłam w szoku, miałam problemy zdrowotne i koszmary dotyczące obrony). [Kilka miesięcy po obronie „przypomniał” mi się koszmar mojej obrony licencjackiej, a byłam wtedy w mieście i wpadłam na maskę samochodu – dobrze, że było dużo samochodów i kierowca jechał bardzo powoli, bo teraz nie mogłabym pisać tego listu do Redakcji NFA.] Zwracałam się po pomoc do pracowników uczelni IGNATIANUM, ale osoby, do których poszłam po pomoc, trzymały stronę „swoich” (pracowników uczelni), którzy krzywdzili mnie, a nie zrobili niczego, aby nie działa mi się dalsza krzywda. W uczelni IGNATIANUM nie miałam się do kogo zwrócić o pomoc, gdy byłam w potrzebie, bo gdy zwracałam się po pomoc do kogokolwiek, nie otrzymywałam jej. Gdy poszłam po pomoc do prorektora uczelni ks. Z. M., ten trzymał stronę kolegi dziekana ks. A. H. (który krzywdził studenta – mnie) i nie zrobił niczego aby zapobiec dalszej mojej krzywdzie. [Co więcej prorektor ks. Z. M. zastraszył mnie co do obronienia pracy magisterskiej na mojej przyszłej obronie w przyszłości.] Poszłam po pomoc do prorektora uczelni w której studiowałam – z problemami, które wynikły na terenie uczelni – których źródłem było postępowanie pracowników uczelni – i nie uzyskałam pomocy. Ks. Z. M. „umył ręce” mówiąc: „ja nic w tej sprawie nie mogę zrobić”. Również nie uzyskałam pomocy od „swojego” dziekana ks. A. H. kiedy byłam w potrzebie (kiedy prosiłam go o wiele spraw), a także nie doczekałam się naprawienia krzywdy, którą mi wyrządzono w związku z obroną pracy licencjackiej (mimo, że wyjaśniłam ks. A. H., że z winy niekompetencji promotora mojej pracy nie została ona poprawnie zredagowana, a ja poniosłam niesłuszne konsekwencje za to na obronie). A kiedy miałam poważne problemy, które stały się już problemami rodzinnymi i uniemożliwiały mi naukę na egzaminy, które zagrażały nie tylko mojemu zdrowiu, ale również mojemu życiu, otrzymałam odmowną decyzję dziekana ks. A. H. co do przeniesienia terminu egzaminu na inny termin (podanie pisemne z dn. 20.05.2006 r.). Odmówiono mi przeniesienia terminu egzaminu i odmówiono mi pomocy mimo tego, że powiedziałam, że mam poważne problemy ze zdrowiem, z powodu postępowania pracowników uczelni i dziekana, i mimo tego, że stan mojego zdrowia był już bardzo zły i niepokojący (walczyłam codziennie o swoje życie, bo myśli o śmierci nie odstępowały ode mnie, a załamanie jakie przeżywałam z powodu tego co stało się i dzieje się na terenie uczelni Ignatianum coraz bardziej zagrażało mojemu życiu). W tym dniu – 20.05.2006 r. – ks. A. H. dowiedział się ode mnie o tym, że mam wiele problemów: problemy na uczelni, problemy z powodu postępowania pracowników uczelni, problemy ze zdrowiem, problemy z nauką i zaliczaniem egzaminów, ale nie udzielił mi on żadnej pomocy. Byłam po pomoc u „swojego” dziekana, ale on mi jej odmówił. Można było uratować moje studia….. Ale dziekanowi ks. A. H. na uratowaniu studiów „swojego” studenta nie zależało. Zastanawiająca jest odmowna postawa ks. A. H. względem studenta, który ma tak poważne problemy. Również nie otrzymałam pomocy ze strony ks. J. N. – wykładowcy, który zajmuje się także mobbingiem (u którego po pomoc byłam 2 razy w okresie od marca do lipca 2006 r.) mimo, że powiedziałam o tym, jak postąpili i postępują wobec mnie pracownicy uczelni IGNATIANUM. Ks. J. N. trzymał stronę „swoich” (tzn. pracowników uczelni i innych księży jezuitów) zamiast mi pomóc i zrobić „coś”, aby dalej mi się nie działa krzywda na uczelni, aby dalej mnie nie mobbingowana. No i oczywiście wielu wykładowców w/w uczelni nie zrobiło niczego, aby zapobiec dalszej mojej krzywdzie oraz aby pomóc mi gdy byłam w potrzebie. Miałam także wiele problemów przy załatwianiu spraw studenckich. Do sekretariatu cztery razy chodziłam po wydanie mi indeksu na studia magisterskie uzupełniające, bo odsyłano mnie mówiąc żeby przyjść jutro, albo w czwartek itd. (Wiele moich koleżanek już miało wydany taki indeks, a ja nie). [W indeksie moim widnieje data wydania: 16 lutego 2006 r., a ja 18 maja 2006 r. jeszcze nie miałam wydanego do ręki indeksu.] Dnia 18 maja pofatygowałam się specjalnie po indeks do sekretariatu na uczelnię (bo w czwartki nie miałam zajęć), bo nazajutrz 19 maja na ćwiczeniach z „metodyki pracy resocjalizacyjnej” wykładowca ks. K. B. miał dawać wpisy. Ale panie z sekretariatu studiów zaocznych nie wydały mi indeksu. W piątek 19 maja rano poszłam prosić o indeks panie z sekretariatu, mówiąc im, że mam tego dnia zaliczenie. Ale panie sekretarki nie wydały mi indeksu, a jedynie kartę egzaminacyjną. Tego dnia – 19 maja nie dostałam zaliczenia od ks. K. B., bo nie miałam indeksu, a ksiądz ten kazał mi umówić się z nim na zaliczenie, kiedy będę miała indeks. Dopiero w poniedziałek 22 maja panie sekretarki wydały mi indeks, a ja musiałam dzwonić do Kolegium Jezuitów i prosić ks. K. B., aby przyszedł mi dać wpis w indeks i na kartę oraz musiałam czekać kilka godzin na wyznaczoną przez niego godzinę wpisu. Miałam także problemy w sali komputerowej, gdzie mnie pani pracująca tam pilnowała. Miałam problemy różne z wykładowcami. Miałam także problem z siostrą zakonną M. S. OSU – prosiłam ją o ustalenie terminu egzaminu z „katechezy w okresie adolescencji” (na który uczęszczałam na studiach dziennych) w sesji poprawkowej we wrześniu (który to termin przysługuje mi zgodnie z regulaminem studiów), bo w I terminie nie mogłam podchodzić z powodu poważnych problemów, które zaistniały w moim życiu (które zaczęły już zagrażać mojemu życiu). Chciałam ten egzamin we wrześniu zdawać z konsekwencjami II terminu (z takimi konsekwencjami jak przy egzaminie poprawkowym – jeśli nie zdam, to pójdę na egzamin komisyjny), ale s. M. S. odmówiła mi podania/ustalenia daty terminu egzaminu we wrześniu, mówiąc żebym do niej zadzwoniła pod koniec wakacji i się z nią umówiła lub wtedy umówiła się w jej domu. M. S. OSU nie ustaliła mi daty II terminu egzaminu, a II termin tego egzaminu nie był również podany w harmonogramie egzaminów w gablotce w uczelni ani na stronie internetowej, ani nigdzie indziej, bo nie został w ogóle ustalony. Zastanawiające jest, dlaczego student ma się umawiać na egzamin z wykładowcą poza terenem uczelni w której student studiuje? Przecież ja studiowałam na terenie uczelni IGNATIANUM, to na terenie tej uczelni powinien być ustalony termin egzaminu, a nie w prywatnym domu wykładowcy. W semestrze letnim roku akademickiego 2005/2006 uczęszczałam na zajęcia w uczelni IGNATIANUM cztery razy w tygodniu (poniedziałek, wtorek, piątek – zajęcia po kilka godzin, sobota – zajęcia w całym dniu). Wynika z tego, że dużo czasu spędzałam w w/w uczelni każdego tygodnia. Nie było ani jednego dnia od 4 marca 2006 r. do 11 lipca 2006 r., (a miałam zajęcia 4 dni w tygodniu), gdy będąc na terenie uczelni IGNATIANUM nie płakałabym z powodu tego co zdarzyło się i dzieje się względem mnie od strony pracowników uczelni IGNATIANUM, z powodu postępowania pracowników w/w uczelni względem mnie. Płakałam na korytarzach, schodach, w salach i innych pomieszczeniach uczelni. Zastanawiające jest gdzie byli ci, którzy się przyczynili do tego? Gdzie byli? Zastanawiające jest, gdzie byli księża jezuici i inni pracownicy uczelni, kiedy chodziłam zapłakana po uczelni z powodu tego co zdarzyło się i dzieje się w stosunku do mnie na terenie uczelni IGNATIANUM, kiedy moje łzy padały na korytarze, schody i ławki uczelni? Gdzie byli? Byli tam gdzie i ja byłam – w uczelni – byliśmy pod jednym dachem. A gdzie byli inni pracownicy uczelni, kiedy potrzebowałam pomocy, kiedy byłam prawie „wykończona” postępowaniem pracowników uczelni? Nie widzieli tego, nie wiedzieli o tym? Skądże! Wielu z nich przechodziło obok mnie obojętnie – patrząc i odchodząc i nie udzielając mi pomocy (pani K. J., pani B. A., pan A. G., panie sekretarki studiów zaocznych, pani z pracowni internetowej, kilku księży jezuitów i inni) lub wyśmiewając mnie (pan A. G.). Miałam 9 przedmiotów przez cały semestr – W lub ĆW (+ 1 przedmiot, na który z braku zgody dziekana nie uczęszczałam do końca + 1 przedmiot do uzupełnienia godzin), na które uczęszczałam w semestrze letnim 2005/2006, na których wykładowcy-pedagodzy (profesjonalnie przygotowani do udzielania fachowej pomocy osobom w trudnych sytuacjach i w złym stanie emocjonalnym) mięli możliwość/okazję zauważyć/zaobserwować, że ze mną coś złego się dzieje (bowiem „każde samobójstwo jest sygnalizowane”, a ja w tym czasie codziennie walczyłam z myślami suicydalnymi), ale żaden z tych wykładowców nie podszedł do mnie i nie zapytał się mnie, co się dzieje ani nie zaoferował mi pomocy. A pomiędzy wykładami, po nich oraz przed nimi, spędzałam czas na korytarzach, schodach lub w innych pomieszczeniach uczelni IGNATIANUM, na terenie której każdego dnia w okresie od 4 marca 2006 płakałam z powodu tego, jak postępują wobec mnie pracownicy uczelni, zmagałam się z problemami zdrowotnymi i myślami o śmierci – walczyłam o życie, borykałam się z problemami uczelnianymi jakie miałam z powodu mobbingowania mnie przez pracowników uczelni i jakie miałam studiując systemem ECTS źle zorganizowanym w tej uczelni. Miałam problemy zdrowotne, które zagrażały mojemu życiu, ale NIKT z pracowników uczelni IGNATIANUM mi nie pomógł. Wielu z pracowników uczelni na moje słowne powitanie celowo nie odpowiadało mi (dziekan ks. A. H., pani K. J., pani A. K. i inni). Kierownik sekretariatu studiów zaocznych pani M. B. wyrzuciła mnie z sekretariatu na godzinach przyjęć studentów. Dziekan A. H. na godzinach przyjęć studentów oznajmił mi, kiedy weszłam do dziekanatu, że on jest zajęty (a wcześniej przyjmował studentów będących w kolejce przede mną), a wcześniej nie podał tej informacji przy drzwiach, ani na stronie internetowej, ani nigdzie indziej), a pani prodziekan Wydziału Pedagogicznego A. B. będąca w tym czasie razem z dziekanem w dziekanacie, wyrzuciła mnie. Iluż pedagogów (świeckich wykładowców) i księży jezuitów przechodziło obok mnie nie udzielając mi żadnej pomocy (wielu z nich przecież doprowadziło do moich łez). Na wykładach prowadzonych przez księży jezuitów słyszałam słowa „nawołujące” do pomocy bliźnim, do troski o nich itd.; na wykładach prowadzonych przez świeckich wykładowców słyszałam o zadaniach pedagoga, o pomocy potrzebującemu itd. To, co wykładali księża jezuici i świeccy wykładowcy – pedagodzy nie znalazło odzwierciedlenia w stosunku do mnie w ostatnich miesiącach mojego pobytu w uczelni IGNATIANUM, a treści, które były postulowane na wykładach nie zostały zrealizowane przez wykładowców w stosunku do mnie – studenta/bliźniego w semestrze letnim 2005/2006. Gdyby zostały zrealizowane nie doszłoby do mojej tragedii; nie zniszczono by tego, na co ja pracowałam przez wiele miesięcy i na co pracowały osoby, które pomagały mi w studiowaniu (rodzina, opiekunowie praktyk w placówkach i inni); nie doszłoby do zszargania mojego zdrowia; do mojej rezygnacji ze studiów z powodu tego, że nie wytrzymywałam dalszego gnębienia mnie przez pracowników uczelni. To, o czym mówiono na wykładach nie pokryło się z tym, co robiono względem mnie w tym okresie na terenie uczelni IGNATIANUM. Doświadczyłam tego „na własnej skórze” – kiedy to pracownicy uczelni wyrządzili mi krzywdę psychiczną i materialną, kiedy nie udzielili mi pomocy w „sytuacji kryzysowej” (pomimo tego, że o tę pomoc prosiłam), kiedy nie naprawili wyrządzonej mi krzywdy. Problemy, które wystąpiły na terenie uczelni IGNATIANUM z powodu postępowania pracowników tej uczelni, takie jak: przykra obrona licencjacka, brak zgody dziekana na studiowanie przeze mnie trzeciej specjalności (którą już zaczęłam studiować), problemy z wykładowcami, zwłaszcza mobbingowanie i poniżanie mnie przez pracowników uczelni „zrobiły swoje”. Zaczęło się od załamania, potem coraz większe problemy ze zdrowiem, a następnie pojawiły się myśli o śmierci. Było ze mną „źle”. Potrzebowałam pomocy. Ale nikt z pracowników uczelni IGNATIANUM tej pomocy mi nie zaoferował. Ale nikt z Księży Jezuitów tej pomocy mi nie zaoferował. Myśli o śmierci codziennie „nie dawały mi spokoju” (zwłaszcza kiedy przebywałam na terenie w/w uczelni – 4 razy w tygodniu). Nie wytrzymywałam tego, jak postępują wobec mnie pracownicy uczelni IGNATIANUM. Chciałam, żeby się ten koszmar skończył. „Widziałam” dwa sposoby na skończenie tego koszmaru: rezygnację ze studiów w IGNATIANUM (i stratę tego, na co pracowałam przez wiele miesięcy) albo śmierć (czyli stratę życia), a czasami było tak źle, że „widziałam” tylko jedno wyjście na skończenie ignatiańskiego koszmaru – sposób drugi. Walczyłam o życie, a w tej walce nikt z pracowników uczelni IGNATIANUM mi nie pomagał. A zamiast pomocy z ich strony nadal nie ustawał mobbing i „robiono” mi problemy w studiowaniu. Pracownicy uczelni pedagogicznej i katolickiej IGNATIANUM – PEDAGODZY – doprowadzili do takiej sytuacji, w której musiałam zrezygnować ze studiów, bo pozostanie nadal w uczelni groziło w rezultacie moją śmiercią. Nie mogłam dalej kontynuować nauki z powodu postępowania pracowników uczelni IGNATIANUM oraz wrogiej atmosfery stworzonej przez w/w pracowników względem mnie, co spowodowało naruszenie mojego zdrowia, moją rezygnację ze studiów, uniemożliwiło mi mój większy rozwój, a tym samym uniemożliwiło mi zdobycie wykształcenia wyższego magisterskiego, uniemożliwiło mi zdanie wszystkich egzaminów, a przez to zdobycie stypendium naukowego (które mogłam zdobyć, bo w semestrze zimowym miałam średnią 4,633). Mobbingowanie mnie przez pracowników uczelni odbiło się na moim zdrowiu: nie spałam po nocach, koszmary senne dotyczące tej uczelni budziły mnie w nocy, miałam częste bóle głowy i brzucha, wymiotowałam, znacznie utraciłam wagę i inne. W tej uczelni musiałam w ostatnich miesiącach studiowania znosić mobbingowanie, upokorzenia, poniżenia ze strony niektórych pracowników uczelni. W okresie od marca do lipca 2006 r. żyłam w strachu. Bałam się przychodzić na wykłady do uczelni IGNATIANUM, bałam się chodzić po korytarzach tej uczelni, aby znowu mi się nie „dostało” od pracowników uczelni. Po rozmowie w rektoracie z prorektorem uczelni ks. Z. M. bałam się podchodzić do obrony pracy magisterskiej (którą w przyszłości miałam bronić), bo moja przyszła praca magisterska na obronie byłaby odrzucona. Ks. Z. M. zastraszył mnie tym, że nie obronię pracy magisterskiej. I zastraszył mnie tak bardzo, że bałam się o swoją „przyszłość” w uczelni IGNATIANUM, o to że kiedyś napiszę pracę, pójdę na obronę i dowiem się że praca zostaje odrzucona. Byłam tak zastraszona przez prorektora ks. Z. M., że ze strachu przed przyszłą obroną pracy magisterskiej płakałam. Bałam się również pójścia na obronę pracy magisterskiej z tego powodu, że na obronie jako przewodniczący komisji egzaminacyjnej byłby albo dziekan – ks. A. H. albo prorektor – ks. Z. M., albo prodziekan – pani A. B., którzy w ostatnich miesiącach mojego studiowania w Ignatianum mobbingowali mnie. Od marca do lipca 2006 r. żyłam w strachu – budziłam się w nocy i nie spałam, bo bałam się iść na uczelnię IGNATIANUM, bo w jej murach albo zostawało się wyrzuconym, albo zastraszonym, albo wyśmianym, albo upokarzanym i lekceważonym albo mobbingowanym, albo dręczonym, albo poniżanym, albo miało się wiele problemów i trudności ze strony wykładowców dotyczących studiowania. Kiedy studiowałam w uczelni IGNATIANUM, doświadczyłam na „własnej skórze”, że tam nie było niczego, co by mi dawało poczucie bezpieczeństwa. Bowiem regulamin uczelni „nie gwarantował” spokojnego życia studenckiego i spokojnej nauki w uczelni, bo były dwie wersje regulaminu różniące się od siebie. Zgody, zdania, obietnice, pisma dziekana A. H. też tego „nie gwarantowały”, bo dziekan zmieniał je sobie kiedy chciał i jak chciał, robił sobie co chciał i jak chciał, bo miał „władzę” na wydziale i miał do dyspozycji dwie wersje regulaminu, wiec jak mu pasowało, tak z nich korzystał (wyrządzając krzywdę studentowi – mnie). Były osoby na różnych „stanowiskach”, ale przekonałam się o tym, że na te osoby też nie mogę „liczyć” (nie udzieliły mi pomocy, a jeszcze bardziej zaszkodziły mi – np. ks. A. H., ks. Z. M.), niektórzy wykładowcy i księża jezuici, do których poszłam z moimi „uczelnianymi” problemami i których prosiłam o pomoc, np. ks. J. N. Wykładowcy i inni pracownicy uczelni też nie dawali mi poczucia bezpieczeństwa, bo nagminnie łamali regulamin, przez co ja i inni studenci niesprawiedliwie musieliśmy ponosić konsekwencje. System studiowania ECTS był tak zorganizowany i realizowany w uczelni IGNATIANUM, że studenci bali się o swój „los” (bali się, że przedmioty potrzebne do obrony licencjata czy magisterium nie pojawią się w semestrach i oni się nie obronią, bowiem niektóre przedmioty pojawiały się co 2 lata). Ja i moje koleżanki, które przeszłyśmy na system ECTS, byłyśmy jak „króliki doświadczalne”, na których odbiło się fatalne zorganizowanie studiowania systemem ECTS w uczelni Ignatianum. Proponując studentom studiowanie systemem ECTS zorganizowano takie warunki, że doszło do takiej sytuacji, że studenci bali się czy skończą studia czy nie, że ciągle musieli chodzić do dziekana lub prodziekana o pozwolenie na realizowanie potrzebnych przedmiotów (albo na zajęciach z resocjalizacji lub ze studiów dziennych lub indywidualnie) lub musieli chodzić też z innych przyczyn, z różnymi pismami, aby prosić o pozwolenie „na coś”).
W Wydziale Pedagogicznym był po prostu bałagan, który „dotykał” przede wszystkim studentów, którego konsekwencje ponosili głównie studenci. Bo to właśnie oni żyli w obawie, że się nie obronią, to oni się zamartwiali, to oni tracili czas w kolejkach do dziekanatu w tygodniu lub w sobotę, tracili czas na redagowanie i drukowanie podań, to oni musieli „znosić” częste zmiany organizacyjne i dydaktyczne i inne. [Na przykład niektóre przedmioty, jakie studenci zaoczni zaliczyli na licencjacie (zdali z nich egzamin), musieli jeszcze raz zaliczać na studiach magisterskich (np. pisać pracę pisemną lub zaliczać ćwiczenia z danego przedmiotu) bo okazało się, że zmieniły się wymogi/przepisy (jak nam powiedziano) i trzeba uzupełniać ilość godzin. A nawet studenci zaoczni, którzy robili jednolite studia magisterskie (6-letnie), którzy zaliczyli dany przedmiot na początkowych latach studiów, musieli na 5 lub 6 roku uzupełniać wymaganą ilość godzin z danego przedmiotu, bo okazało się, że nie mogą się obronić, dopóki tego nie uzupełnią. (Na przykład moja koleżanka na 6 roku studiów zaocznych jednolitych magisterskich dowiedziała się w dziekanacie, że nie może przystąpić do obrony pracy magisterskiej dopóki nie zaliczy dodatkowych godzin z przedmiotów, z których kiedyś już zdała egzamin. Pamiętam, jak się martwiła tym, czy zdąży zaliczyć te uzupełnienia do końca 6 roku, czy będzie musiała poświęcić na nie dodatkowy semestr i przesunąć termin obrony o kilka miesięcy.] Było wiele „nowości” podczas studiowania, mówiono nam studentom, że są takie wymogi, nowe przepisy itp. Mnóstwo studentów zaocznych obawiało, co będzie dalej z ich studiami, bo wszystko się tam szybko zmieniało, bo raz mówiono tak, a innym razem inaczej, a bywało nawet tak, że kiedy studenci mieli podobną sytuację/sprawę do załatwienia, to w dziekanacie odmiennie rozstrzygano podobną sprawę/sytuację. Inna moja koleżanka jest na 6 roku na specjalności pedagogika religijna i katechetyka w uczelni IGNATIANUM i obawia się czy będzie mogła uczyć religii w szkole, bo dowiedziała się, że z dyplomem z tej specjalności z tej uczelni może nie pracować jako katechetka w szkole, bo nie można uczyć religii po tej specjalności. Jeszcze inna moja koleżanka, będąc na 3 roku studiów zaocznych tej specjalności, musiała zrezygnować ze studiów, bo dowiedziała się, że ten dyplom nie daje uprawnienia do nauki religii.

Trzeba w tym liście napisać, że postępowanie pracowników uczelni IGNATIANUM w tym księży jezuitów, w stosunku do studenta mogło się skończyć śmiercią studenta. Wielu z pracowników uczelni IGNATIANUM ponosi winę za doprowadzenie do takiej sytuacji. Winę ponoszą osoby, które bezpośrednio przyczyniły się do mojej tragedii oraz osoby, które nie udzieliły mi pomocy. Winę ponoszą również ci pracownicy uczelni, którzy niekompetentnym i nieodpowiedzialnym wypełnianiem swojej funkcji doprowadzili do tego, co doświadczyłam podczas studiowania. Winę także ponosi prorektor ds. naukowych i dydaktycznych pan R. T. (który niedawno kandydował na prezydenta miasta Krakowa), za przyczynienie się i zgodzenie się na taki bałagan naukowo-dydaktyczny na uczelni IGNATIANUM, którego konsekwencje ja musiałam ponieść. Winę także ponosi rektor uczelni IGNATIANUM ksiądz L. G., bowiem pracownicy podwładni jemu postępowali tak wobec mnie, że o mało co nie skończyło się to moją śmiercią, a ja nie ukończyłam studiów z powodu ich postępowania i zaistniałych zdarzeń na terenie uczelni, a to oznacza, że rektor ks. L. G. nie sprawuje dobrze swojej funkcji. Jeśli Rektor uczelni Ignatianum nie wiedział o tym, co się zdarzyło i dzieje się względem „swojego” studenta ze strony „swoich” pracowników – to BARDZO ŹLE. A jeśli Rektor uczelni Ignatianum wiedział o tym i nic nie zrobił, aby zapobiec dalszej krzywdzie studenta i przyczynić się do naprawy krzywdy studentowi, spowodowanej postępowaniem jego pracowników – to GORZEJ NIŻ BARDZO ŹLE. Winę również ponosi Przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego ksiądz K. D., bowiem jemu podwładni Księża Jezuici postępowali tak wobec mnie, że o mało co nie skończyło się to moją śmiercią, a ja nie ukończyłam studiów. Największą zaś winę ponosi dziekan Wydziału Pedagogicznego ksiądz A. H.
Uważam, że dziekan Wydziału Pedagogicznego uczelni IGNATIANUM ksiądz A. H., który o mało co nie doprowadził do śmierci swojego studenta, nie powinien sprawować nadal funkcji dziekana. Uważam również, że rektor uczelni IGNATIANUM ksiądz L. G., który jest przełożonym pracowników uczelni, a zarówno „opiekunem” studentów, nie powinien sprawować nadal funkcji rektora, bowiem pracownicy jemu podwładni postępowali tak wobec mnie, że o mało co nie skończyło się to moją śmiercią, a ja będąc studentem nie otrzymałam pomocy ani nie doczekałam się naprawienia krzywdy wyrządzonej mi przez pracowników uczelni. Uważam także, że niektórzy wykładowcy uczelni IGNATIANUM, którzy doprowadzili do takiej sytuacji, w której student o mało co nie stracił życia i inni wykładowcy, którzy nie udzielili pomocy studentowi, kiedy ocierał się o śmierć, nie powinni sprawować nadal funkcji wykładowców.

PODSUMOWANIE. Pracownicy uczelni IGNATIANUM (wychowawcy), doprowadzili do takiej sytuacji (sytuacji wychowawczej), w której student (wychowanek) musiał odejść (dla dobra wychowanka).

ŻYJĘ. Poradziłam sobie bez pomocy pracowników uczelni IGNATIANUM – wykładowców –pedagogów z tytułem magistra lub doktora z pedagogiki, przygotowanych profesjonalnie do swojego zawodu, do udzielania pomocy osobom w trudnych sytuacjach i w złym stanie emocjonalnym, bo na ich pomoc nie mogłam liczyć, kiedy przez 4 miesiące walczyłam o życie.
ŻYJĘ. Poradziłam sobie bez pomocy Kościoła, reprezentowanego przez Księży Jezuitów, deklarujących codziennie miłość do bliźnich i pomoc potrzebującym, bo na ich miłość i pomoc nie mogłam liczyć, kiedy przez 4 miesiące walczyłam o życie (nie mogłam liczyć na ich pomoc mimo, że studiowałam w uczelni do nich należącej i przebywałam razem z nimi pod jednym dachem).
ŻYJĘ. Nie ukończyłam studiów magisterskich w WSFP IGNATIANUM w Krakowie, bo pozostanie nadal w uczelni, w której od 4 miesiący mnie mobbingowano, skończyłoby się moją śmiercią.
Ci, co przeżyli obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, próbują zapomnieć o tym, co w nim przeszli. Ja próbuję zapomnieć o uczelni IGNATIANUM, bo ona była moim „obozem koncentracyjnym” – z którego musiałam uciec – aby uratować swoje życie.
Nie studiuję już w uczelni IGNATIANUM, ale koszmar, jaki mi tam zgotowano, dla mnie się jeszcze nie skończył…

12.04.2007 r.
K. M.

Mobbing na Uniwersytecie Opolskim

2007-06-04

Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” Uniwersytetu Opolskiego

Mobbing na Uniwersytecie Opolskim

Jego Magnificencja Rektor Uniwersytetu Opolskiego Prof. Dr hab. Stanisław S. Nicieja Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” UO pragnie poinformować JM Rektora o aktualnie prowadzonych interwencjach i sprawach pracowniczych. Ich publiczny charakter i skrajność sygnalizowanych sytuacji, wymaga, w naszym pojęciu zdecydowanych reakcji i rozstrzygnięć.
1. KZ NSZZ „Solidarność” UO prowadziła w zeszłej kadencji interwencję w obronie pracowniczek Instytutu Filologii Polskiej poddanych szczególnej formie opresji. Dyrektor IFP prof. St. Gajda ujawnił dane osobowe swoich pracownic (wszystkie w stopniu doktora habilitowanego) na ogólnodostępnej Tablicy Informacyjnej IFP.
Ujawnienie polegało na zestawieniu nazwisk i podaniu dat urodzenia pracowniczek bez pytania ich o zgodę. KZ wystąpiła ze skargą na podstawie prawnej Ustawy o ochronie danych osobowych. Ówczesny Rektor UO, prof. J. Musielok prosił Komisję o odstąpienia od wchodzenia na drogę prawną i medialną w imię obrony wyższych wartości – społecznego wizerunku UO.
Po danym przez Rektora słowie honoru, że przywoła Dyrektora IFP do porządku, i skierowaniu sprawy – trybem wewnętrznym – do Kolegium Dziekańskiego, które wezwało prof. St. Gajdę do zaprzestania podobnych praktyk.. Komisja Zakładowa uznała działanie Rektora za w miarę zadawalające i odstąpiła od dalszej interwencji.
Archiwum KZ NSZZ „S” UO dysponuje dokumentami potwierdzającymi interwencję. Być może wycofanie się KZ „S” z interwencji utwierdziło Dyrektora IFP w poczuciu bezkarności, gdyż niespełna w dwa lata po opisanym fakcie wrócił do swoich, bezprawnych praktyk.
Na początku maja bieżącego roku w Sekretariacie IFP dyr. St. Gajda wywiesił ANONIM napisany rzekomo przez rozgoryczoną – stawianymi jej wymaganiami – studentkę, która z nazwiska, ocenia, komentuje – w sumie obraża prowadzące zajęcia osoby. Anonim trafił także do kierowników Katedr i Zakładów – bez komentarza i ku szokowi zniesławionych koleżanek. Są to w naszym rozumieniu metody niedopuszczalne, – jakiś neo-stalinizm, despotyzm – ale tu i teraz, wbrew prawu i elementarnym zasadom.
2. Innym wątkiem są praktyki polegające na upokarzaniu (głównie kobiet) przez Dyrektora Gajdę. Do Komisji w minionych latach zgłaszano skargi o mobbing – następnie częściowo je wycofując, co w naszej związkowej diagnozie, tylko fakt mobbingu potwierdza.
Wyjątkowa na tym tle jest sprawa dr Ewy Piaseckiej. W tym przypadku doszło do przekroczenia wszelkich norm zwyczajowych, etycznych i prawnych. Dyr. Gajda dokonał oceny pracowniczki i ocenił ją negatywnie w trakcie urlopu zdrowotnego w tragicznym dla dr Ewy Piaseckiej momencie – po śmierci jej męża. Dodać należy, iż powszechnie wiadomo było, że mąż Ewy powoli umiera na chorobę nowotworową, do końca pielęgnowany przez żonę; ocena w tym momencie – wdowy, matki dwojga dzieci poruszyła środowisko IFP. W tym przypadku KZ prowadziła energiczną interwencję – do tej pory nie zakończoną.
Żądamy unieważnienia czy też anulowania negatywnej oceny wydanej w pozaprawny sposób. Sprawę dr Ewy Piaseckiej ze względu na jej drastyczność będziemy podnosić nadal.
3. Te, i inne przypadki – powodują w IFP atmosferę zagrożenia i niepewności. Strach przed zwolnieniem z pracy prof. Gajda podsyca nawet na publicznych zebraniach Instytutu IFP, ogłaszając, że ma na przykład w swoich planach zwolnienie 20 adiunktów. Pragniemy oświadczyć, że znamy i cenimy wielkie zasługi naukowe i wydawnicze prof. Stanisława Gajdy. Jednak kwalifikacje do badań naukowych nie zawsze łączą się z kwalifikacjami kierowniczymi co potwierdzają wyżej opisane sytuacje.
Prosimy o szybkie i skuteczne rozwiązanie tego nabrzmiałego problemu. Komisja Zakładowa NSZZ „Solidarność” Uniwersytetu Opolskiego, Opole,2007-05-16

Mobbing PANowski

2008-03-10 

Mobbing PANowski

Mobbing jest wszechobecny a polski system nauki jakoś mobbingowi sprzyja szczególnie, chociaż winien zapobiegać. Nic dziwnego, że i w jednostkach PANowskich ludzie są mobbingowani, o czym mógłbym sam napisać całą książkę nawet gdybym się ograniczył tylko do spraw osobiście doznanych.

Wbrew niemal powszechnej opinii, że mobbingowane są jednostki na ogół słabe, nieudaczne, nieprzydatne społecznie, nieudolne naukowo, mobbingowanymi są głównie, ci którzy zagrażają decydentom o słabym poziomie intelektualnym i moralnym panicznie bojących się ludzi niezależnie myślących i działających i o głowy ich przerastających.

Oczywiście każdy przypadek trzeba rozpatrywać indywidualnie, każdy ma swój koloryt i swoje okolice, ale niemal wszystkie prowadzą do osłabienia potencjału naukowego jednostki naukowej poprzez eliminację jednostek mobbingowanych.

Niżej jeden z takich przypadków, o którym mogę coś napisać. Należy pamiętać, że takich przypadków jest moc, ale na ogół nie są zgłaszane, a tym bardziej ujawniane.

Sam fakt, że nie ma żadnej instancji akademickiej, która by się zajmowała mobbingiem akademickim wiele mówi jak jest realizowane prawo pracy w jednostkach akademickich.

Jednoosobowa sekcja (poza) akademicka , oparta jedynie na osobistej woli niezniezwolonego przez środowisko, sprawy nie załatwia, a jedynie pokazuje problem. Środowisko jest całkiem bezradne jak niemowlę i nie jest nawet w stanie walczyć o to aby system (kołyskę) w którym żyje choćby trochę zmodyfikować, tak aby przeciwdziałać mobbingowi, aby zaistniała instancja mediatora akademickiego, tak zdawałoby się oczywista dla dorosłego życia akademickiego. Niestety to życie nadal jest w pieleszach i nadal nie wiadomo kiedy osiągnie poziom chociażby przedszkolny.

Fragmenty jednej sprawy: ( do załatwienia przez mediatora akademickiego którego nie ma !):

Osoba z PAN „Szanowny Panie, jestem adiunktem w jednej z jednostek PAN, w której półtora roku temu zmienił się dyrektor. Jest typem człowieka, który cierpi na przerost ambicji i wszystko wokół siebie podporządkowuje swojej wizji „rozwoju” jednostki i własnej kariery.

Tak się składa, że wąska specjalność, którą reprezentuję całkowicie odbiega od jego wizji na temat przyszłości badawczej jednostki, którą usiłuje przeprofilować w taki sposób, aby osiągnąć własne cele. Wbrew pozorom nie jest to takie niemożliwe, gdyż pracujemy w małym zakładzie, składającym się z kilkunastu pracowników.

W swojej specjalności jestem tu jedynym pracownikiem naukowym. Niestety w pewnym sensie nieco moja sytuacja naukowa ułatwia dyrektorowi szykanowanie mnie – jednoosobowo trudniej prowadzić duże badania i zdobywać granty, a system oceny pracownika bazujący na publikacjach z tzw. listy filadelfijskiej bezwzględnie wyznacza granice sukcesu naukowego – jak się nie publikuje w czasopismach z listy, to jest się nikim.

Problem jednak nie polega na tym, że gorzej wypadam od współpracowników w ocenach, lecz na tym, że od ponad roku dyrektor robi wszystko, żeby żeby obniżyć wartość bieżącej mojej pracy, dotychczasowego dorobku i możliwości rozwoju.

Ponad rok temu w obecności świadków i na piśmie wyznaczył mi warunki, jakie miałam spełnić w roku 2007, aby nie miał podstaw do wystąpienia z wnioskiem o negatywną ocenę mojej pracy naukowej. Spełniłam te żądania wypełniając je nawet z nadmiarem. Niestety nie powstrzymało go to od zapowiedzi, że taki wniosek złoży na radzie naukowej. Przedstawił na niej arkusz oceny ze zmienionymi przez siebie arbitralnie i dowolnie danymi – wykreślając część z danych, które w nim zawarłam.

Na radzie naukowej nie udzielono mi głosu w sprawie oceny mojej pracy (mimo mojego pisemnego wniosku o to) – odbył się sąd kapturowy, w moim przekonaniu rada działała stronniczo. Do dziś nie znam faktów przedstawionych przez dyrektora, motywujących moją negatywną ocenę przed radą.

Pismo od dyrektora z uzasadnieniem takiej oceny dostałam (na mój pisemny wniosek) dopiero po radzie naukowej. Rada naukowa jednozdaniowo podsumowała swoją decyzję w piśmie podpisanym przez mojego dyrektora.

Na dodatek dyrektor ostatnio wyznaczył do grantu z inną jednostką naukową pracownika technicznego (zatrudnionego na stanowisku dokumentalisty), zamiast pracownika naukowego, gdyż jedynym specjalistą w tej dziedzinie byłam ja.

Mam świadków na jego manipulacje dotyczące punktowania artykułów i innych składników podanych przeze mnie w corocznym sprawozdaniu. Wiem, że część z nich musiał usunąć z mojego sprawozdania, gdyż bardzo wyraźnie spadła mi punktacja w stosunku do tego, co sama policzyłam.

Mam jeszcze prawie trzy lata do terminu, w którym muszę uzyskać habilitację, a dyrektor na radzie naukowej podsumował, że nie mam szans na otwarcie przewodu habilitacyjnego. Jego działania na każdym kroku zmierzają do obniżania wartości mojej pracy, dyskredytują moją wartość w oczach innych pracowników, generalnie dążą do tego, żebym sama zrezygnowała z pracy – co też w jednej z rozmów zasugerował dyrektor (wspomniał, że wtedy nie wniesie na radzie wniosku o negatywną ocenę).

Mam coraz silniejsze przekonanie, że niezależnie od tego ile bym jeszcze zrobiła, to i tak w oczach tego karierowicza zawsze będę kiepska. Do takiej oceny wystarczy mu fakt, że specjalizuję się w czymś, na czym on się nie zna, czego zupełnie nie ceni jako dziedziny nauki, a na dodatek nie może się mną w związku z tym wysłużyć.

Stoję mu na drodze do przeprofilowania zakładu tak, jak jemu pasuje. Traktuje to miejsce, w którym pracuje zaledwie od półtora roku, jak własne, prywatne podwórko. Podobnie jest też postrzegany w innym instytucie, gdzie pracuje na pierwszym etacie – tam również ma opinię karierowicza, a nie rzetelnego badacza.

Pracuję w …….., ale pozwoliłam sobie napisać do Pana i sekcji, którą Pan prowadzi w ramach Stowarzyszenia Antymobbingowego. Umówiłam się tu na miejscu na spotkanie, ale pomyślałam, że niezależnie od tego powinnam skontaktować się z kimś, kto zajmuje się środowiskiem naukowym i rozumie zależności panujące w jednostkach naukowych.

Prawdę powiedziawszy nie  wiem, co zrobić. Dyrektor usiłuje pogrzebać moją karierę, a ja – mimo efektywnych starań – nie byłam w stanie temu zapobiec. Jestem zdesperowana, bo czuję, że przy jego nastawieniu nie mam już nic do stracenia – on już podjął decyzję o moim zwolnieniu, to tylko kwestia czasu, kiedy wprowadzi ją w życie (najpóźniej w styczniu przyszłego roku, gdy po drugiej negatywnej ocenie będzie mógł mi wręczyć wypowiedzenie).

Byłabym gotowa oddać sprawę do sądu pracy, gdybym tylko wiedziała, że materiały (pisma i ewentualne zeznania świadków), którymi dysponuję wystarczą do tego, żeby taki proces wszcząć.

Liczę na Pana doświadczenie i wiedzę w kwestii mobbingu – może mógłby mi Pan coś doradzić?

Z wyrazami szacunku”

 ===============================

JW: Witam,

To sprawa dla mediatora akademickiego http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=69, którego decydenci do tej pory nie chcą widzieć ( także.pod adresem http://www.nfa.pl/skany/drogi.pdf  w DROGI I BEZDROŻA NAUKI W POLSCE. – Analiza zasadności wprowadzenia w Polsce zaleceń Europejskiej Karty Naukowca i Kodeksu postępowania przy rekrutacji naukowców)

W obecnym systemie sprawa jest b. trudna., komisje etyczne raczej palcem nie kiwną, minister -raczej też. Gdyby wprowadzono jednoetatowość kadry może problem by się rozwiązał.

Ja bym  jednak przedstawił sprawę pani minister aby miała dokumentację patologii i świadomość swojej odpowiedzialności w przypadku bezczynności.

Ja na NFA mogę to upublicznić jeśli Pani się zdecyduje.

„Do dziś nie znam  faktów przedstawionych przez dyrektora, motywujących moją negatywną  ocenę przed radą ” To samo mogę napisać mimo upływu 20 lat ! Wszystkie te sprawy akademickie są b. podobne. Oczywiście trzeba zbierać dokumenty  bo to jest jakaś szansa przed sądem, ale raczej mała.

Wszczęcie procesu to    nie jest problem, problemem jest wygranie. A co będzie jak P… wygra ? Jak rozpuszczano plotki, ze ja sprawę oddam do sądu, to wszystkie akademickie i nieakademickie drzwi były zamknięte na lata. A ja nigdy w sądzie przez lata nie byłem. Potem   chodziłem, ale się dowiedziałem , ze sąd nie jest od tego aby dochodzić prawdy  i lincz na rozprawie  do tej pory pozostawił ślady.

Jakby była szansa na zmianę  zakładu póki jeszcze nie jest za późno to by było najlepsze wyjście.

Pozdrawiam Józef Wieczorek

=======================

Osoba z PAN Zdaję sobie sprawę, że byłoby świetnie, gdyby istniała taka instytucja, jak mediator, do której można by się zwrócić, ale jej nie ma. Nie spodziewam się, że jakaś struktura w postaci komisji etycznej ruszy w tej sprawie palcem – niestety mam już pogląd oparty na doświadczeniu własnym i innych, że nie tylko na uczelniach, ale i w akademii obowiązuje zasada, że szef ma zawsze rację. Gdyby tak nie było, to przynajmniej miałabym okazję zabrać głos we własnej sprawie, na opisanej przeze mnie radzie naukowej.

Jestem w szoku, że żyjąc w XXI wieku, w cywilizowanym (wydawałoby się…) kraju, który należy do UE, zostałam oceniona według procedur świętej Inkwizycji – do całości brakuje tylko spalenia na stosie.

Proponuje Pan, żebym zmieniła pracę – niestety ten sam profesor jest pracownikiem analogicznej jednostki na Uniwersytecie …….i pełni w niej funkcję dyrektora d/s naukowych, a zatem łatwo się domyślić, że w nie mam szansy na pracę w tym samym mieście.

Problem jest bardziej złożony, bo z moją specjalnością mogę pracować dosłownie w 4 miejscach w Polsce – o ile chcę pracować w zawodzie i w swojej specjalizacji.

Sam Pan widzi, że właściwie i tak jestem skazana na zupełną zmianę pracy, bo nawet jeśli wygrałabym w sądzie, to i tak nie chcę dłużej pracować w takim klimacie. Mam tego pełną świadomość, ale nie chcę zostawić tej sprawy odłogiem – zawsze uważałam, że należy walczyć o szacunek dla samego siebie, a jedynie próba ukrócenia takiego zachowania wobec mojej osoby może być na to sposobem. Poza tym mój dyrektor  ma ambicję kandydować na stanowisko dyrektora katedry na ….. (oczywiście wtedy nie zamierza zrezygnować z dyrektorowania u nas).

Zmartwił mnie Pan mówiąc, że marne szanse ma się w sądzie… Choć żyjąc w tym kraju powinno się być przygotowanym na codzienne absurdy. Natomiast jestem przekonana, że moja wygrana poważnie ograniczyłaby możliwość ubiegania się tego pana o stanowiska kierownicze – byłoby to dla mnie wystarczająco satysfakcjonujące.

Na razie zbieram dokumenty, które poświadczają bezprawne i tendencyjne działania na moją szkodę – nie jest to łatwe, ale nie zamierzam się poddać. Jeśli okaże się to wystarczające, to zapewne zdecyduję się na oddanie sprawy do sądu.

W pisanie pism do ministerstwa raczej nie wierzę, choć po zebraniu wystarczających materiałów może i nad tym się zastanowię.

Może Pan upublicznić sprawę na NFA, ale proszę o nie podawanie mojego nazwiska – nie chodzi o strach, tylko o to, że na razie zbieram materiały i nie chcę, żeby cokolwiek mi to utrudniło, choćby przez przypadek.

Pozdrawiam ………..

JW. Kilka lat temu napisałem http://www.mobbing-jwieczorek.ans.pl/mediator.htm o potrzebie mediatora i 3 lata temu rozesłałem tekst Mediator akademicki pilnie potrzebny http://www.nfa.alfadent.pl/articles.php?id=69  wszystkim posłom  decydującym  o ustawach ‚akademickich’ i   innym decydentom akademickim. Niestety  i wsparcia ze strony środowiska akademickiego prawie nie miałem, a jak środowisko nie walczy o normalność to nienormalność króluje.

Komisje obecnie pracują nad reformą. Sprawa mediatora winna być rozważona i zaakceptowana, inaczej się skompromitują. Trzeba to nagłaśniać, co ja robię.

Niewiele można pomóc pojedynczej osobie, ale można działać na rzecz antymobbingowego systemu, aby przynajmniej takie patologie ograniczyć.

Wprowadzenie do prawa pracy paragrafu antymobbingowego bynajmniej nie zmniejszyło mobbingu  akademickiego, który jest niejako wpisany do prawa akademickiego, preferującego mobberów i obojętnego na  mobbingowanych.

Cywilne tchórzostwo środowiska akademickiego trzymającego z mobberami i trzymającego się z  dala   mobbingowanych( albo  dokładającego bitym- dla rekompensaty ) dopełnia reszty.

Sprawdziłem też zachowania tzw. Komisji etycznych szczebla  centralnego i także lokalnego (UJ) wobec mobbingu i innych nieprawidłowości akademickich. Palcem nie kiwną.

A w sądzie na ogół sprawy mobbingowe przegrywają a czasem  skazują mobbingowanych ! Uczelnie kształcą prawników do sądów – nieprawdaż ? Powiązania bywają dość ścisłe. Uczelnie, PAN, mają swoich radców, czasem są to koledzy, koleżanki sędziów, adwokaci są często powiązani ze środowiskiem akademickim.

Mediator jest najlepszym wyjściem. Ostry mobbing powoduje, ze człowiek może zostać wyeliminowany nie tylko z zawodu, ale i z życia. Trzeba sprawy rozwiązywać jak najwcześniej. Jak się nie da trzeba podjąć   decyzję o zmianie ośrodka, jak najwcześniej, aby nie było za późno.

Osoba z PAN … jeśli każdy indywidualnie nie będzie próbował dochodzić sprawiedliwości, to nic się nie zmieni – głosy instytucji zwalczających mobbing muszą być wspierane konkretnymi przykładami walki o poszanowanie prawa pracowników – tych naukowych także.

Mogłabym uciec przed problemem i zwolnić się z pracy, na co czeka mój szef, ale ja nie chcę uciekać i zanim podejmę decyzję o złożeniu wypowiedzenia chcę mieć przekonanie, że zrobiłam wszystko, by sprawiedliwości stało się zadość.

Jestem świadoma ryzyka, jakie podejmuję.

 Pozdrawiam . …………..

=============

Ile potrzeba opisać takich spraw, żeby problem mobbingu i mediatora został podjęty na szczeblu decydentów? Kiedy środowisko samo się zorganizuje aby walczyć o swoje prawa ? Czy nie jest to jakaś aberracja, że o antymobbingowy system walczy głównie wykluczony ze środowiska ?

Józef Wieczorek

Mobbing skuteczną metodą negatywnej selekcji kadr akademickich

2009-10-21

Mobbing skuteczną metodą negatywnej selekcji kadr akademickich 

Polityka kadrowa poprzez mobbing ma długie tradycje. Jak ktoś jest z jakiegoś powodu niewygodny dla przełożonego, nie daj Boże przerasta przełożonego o głowę – wzrostem lub co gorzej intelektem – marny jego los.
Podobno na uczelniach trudno jest zwolnić niewydajnego, słabego pracownika. Tak się skarży wielu rektorów. Ciekawe jest jednak, że tych trudności nie mają jeśli chodzi o pracownika dobrego, uważanego za zagrożenie dla uczelnianego establishmentu, czy dla przyjaznej dla mobbingu/mobberów struktury.
Oczywiście trzeba się nieco pomęczyć, przygotować grunt, najlepiej poprzez szykany psychiczne, ale potem idzie jak z płatka. Często zresztą taki pracownik – wykończony, lub z obawy przed ostatecznym wykończeniem – sam odejdzie, a gdyby były jakieś trudności to przecież można zrobić reorganizację jednostki i sprawa zostaje rozwiązana bez problemu. Tak to wygląda w praktyce. W taki sposób uczelnia może się uchronić ponadto przed odszkodowaniem dla pracownika, ale dokonując negatywnej selekcji nie chroni jednostki naukowej przed obniżeniem jej potencjału intelektualnego. Przy braku rzetelnych baz danych skutki takiej polityki kadrowej raczej nie są do wykrycia więc i na miejsce w rankingach to zapewne wpływu mieć nie będzie i na wysokości dotacji budżetowych nie zaważy. Stosuje się też mobbing, aby uzyskać w jednostce zwolnienie etatu dla ‚ swojego’, bo polityka prorodzinna i kolesiowska jest standardem akademickiej polityki kadrowej. Podobnie rzecz się ma na etapie rekrutacji na wolny etat obsadzany zwykle, oczywiście na drodze tzw. konkursów, przez wyznaczonego wcześniej zwycięzcę. I lepiej nie zakłócać procedury takich ‚konkursów’, bo procedury mobbingowe zostaną uruchomione.Nie bez znaczenia jest chęć poszerzenia swojej przestrzeni życiowej, czyli walka o pokój w budynku akademickim. Można ją toczyć skutecznie na drodze psychicznej (czyli mobbingowej) uzyskując lepsze warunki do pracy po odejściu ‚słabszego’. Wykańczanie potencjalnej, rzeczywistej czy urojonej konkurencji przez mobbing to standard akademickiego życia.Niestety problemy te jakoś nie są podejmowane w pracy naukowej tak licznych już psychologów i socjologów. Ciekawe dlaczego ? Czyżby fachowcy od psychologii bali się szykan psychicznych w przypadku ujawnienia/udokumentowania rzeczywistego stanu rzeczy ?Każdy kto pracował w jednostce akademickiej wie, że wejście na zakazaną (lub opanowaną przez innych) ścieżkę tematyczną w nauce grozi śmiałkowi szykanami, groźbami, wykluczeniem ze środowiska, ostacyzmem koleżeńskim i naukowym itd. itp. Takie ‚czarne owce’ są pomijane w cytowaniu, przemilczani, nie brani pod uwagę w konferencjach, w pisanych przez ‚zwycięzców’ historiach. W polskim środowisku akademickim krytyka naukowa niemal nie istnieje, tak bowiem wygląda ‚ krajobraz po bitwie’ o status niekwestionowanego autorytetu naukowego ( i zwykle moralnego). Ci, którzy pozostali, od krytyki naukowej stronią, aby pozostać w zawodzie. Ale co to za zawód naukowy skoro krytyki naukowej w nim nie ma ?

Bez krytyki naukowej nie ma nauki,

zostają tylko etaty naukowe obsadzane przez bezkrytyczną pozostałość akademicką.